pusto, kiedy ich nie ma.
tak bardzo myślę rano, potargana, szykując je do szkoły, ile rzeczy zrobię, co napiszę i dokąd pójdę.
a potem szuram pomału po pustym domu i nikt mnie nie woła. nikt.
zwłaszcza wena. nie szkodzi, wrócą – myślę. wołam wenę, wołam ją literkami zapisywanymi na sztucznej kartce w komputerze.
na początku mozolnie. spółgłoski, samogłoski, pojedyncze, zbijam w kupki. krótsze, dłuższe. „ale” jest takie krótkie, „ale” zawsze się pcha. do mojej głowy, nawet jak nie piszę, a może zwłaszcza wtedy.
zrobiłabym, ale.
poszłabym, ale.
wzięłabym, ale.
często składam się z „ale”. słucham ptaków, nogi trzymam na krześle, w kapciach. kapcie mam dziurawe, ale nie ma w dyskontach takich, jakie lubię, a nie będę jechała daleko tylko po kapcie.
nie lubię boso po piachu w domu. nie lubię też piachu w domu. nie sprzątam, nie teraz, nie w godzinach pracy. umówiona ze sobą na godziny pracy i tak robię przerwy na wyrwanie suchych liści z kwiatów, na odniesienie skarpet do szuflady, na nakrycie kocem z impetem dziecięcego łóżka, żeby zrobić balon. zupełnie, jakby dziecko było pod spodem, jakby czekało, aż kocykowy spadochron przykryje jego miękki pyszczek, ale nie ma.
nie lubię piasku pod stopami w domu, lecz nie sprzątam, bo zaraz okaże się, że listwy brudne, na drzwiach plamy, a w pralce kulki z włosów. jak zacznę to wszystko wygrzebywać, to zostanę na podłodze do popołudnia, a chcę grzebać w swojej głowie, w myślach.
machina literek rozpędza się coraz mocniej, wyrazy coraz dłuższe, jakieś typu „imponderabilia” lub też „nabuchodonozor”. pociąg myśli pędzi, ręce nie nadążają zapisać, wylewa się na boki, główny napój kipi, poboczne literki zsuwają się ze śliskiego nasypu i nie wiem czy je kiedykolwiek wyzbieram.
gubię pojedyncze wyrazy.
a co, jeśli się skończą? co, jeśli zabraknie? to będzie starość? kiedy zabraknie słów? kiedy nieuważnie przez całe życie porozsypuję, pogubię niektóre i one już nigdy nie wrócą, to będę stara?
z pociągu wyrywa mnie budzik. żeby zupę, ziemniaki wstawić, po dzieci pojechać. zostawiam górkę wysypanych z siebie wyrazów, stęskniona biegnę, to o nich wszystko, dla nich, nawet jeśli dla mnie, moje, to dla nich.
ukochać, ucałować, utulić, do ciepłego brzucha przykleić je obie. ale nie w szkole przecież, nie teraz, nie ma czasu. one jeszcze zbiegają ze swoich nasypów, rozsypują swoje literki, rozdają swoje wyrazy w swoich światach. „tosia!”, „wika!”, „ej, chłopaki!”, „do widzenia”, „weź ode mnie plecak, mamo, ja jeszcze muszę”, „maja, gonisz!”. nie dowiem się co muszą. sama gonię, choć nikt mnie nie zawołał do zabawy. cały czas gonię i nie mam kogo klepnąć, żeby oddać moje życie, powiedzieć: „berek” i odpocząć, usiąść, poczytać.
w domu chcę je utulić, lecz zupa, drugie, zajęcia, worek, picie, gdzie kostium kąpielowy, przecież ja dziś na jogę, gdzie jesteś, czy zdążysz do dzieci, żebym ja zdążyła na swoje.
wieczorem się utulimy, utulę was wieczorem, córeczki. lecz wieczorem wypadają ze mnie inne słowa: a czemu pranie niewyniesione, co tu robi ten plecak w przejściu, zabawki ze stołu proszę zabrać, czyj to ołówek?, to śmieci? bo wywalę!
tak tęsknię za nimi w głowie. tak tęsknię!
buziak na dobranoc, bo jeszcze ten piach z rana z podłogi trzeba poodkurzać, ukulać kotlety na jutro, żyć trzeba.
a chuj tam, myślę. był piach, jest piach, będzie piach. trudno. mój ciepły i miękki brzuch chce poczuć dziecięcą głowę na sobie, póki ta głowa do niego sięga, póki nie musi się do niej schylać, póki chce. kładę się obok jednej, drugiej. śpiewam, rozmawiam, pytam, jestem.
jutro wstają, układają ubrania, sprzątają plecaki z przejścia, zbierają talerze. zmiotką niezgrabnie uprzątają piasek, dużo zostaje.
ja też zostaję.
zostaję.
Jestes niepowtarzalna 🥰piszesz o sobie, ale to tak jakbyś pisała o mnie i pewnie setkach innych kobiet. Tylko my nie potrafimy byc tak prawdziwe i szczere ze soba jak Ty 😍
O jej..czytam uwielbiam kocham
Bo w życiu najważniejsze jest… życie. I miłość. Przeczytałam Twoje słowa przed snem, błogo mi… Idę przytulić mojego nastolatka, kiedyś sam przychodził…
Bo w prozie życia umieć dostrzec szczęście, miłość i cud to sztuka przez duże S. Moi chłopcy ( 23 i 19 lat) już tulić się nie chcą ale w głowie i na zdjęciach są ślady, że kiedyś było inaczej. Odgrzebuję, oglądam i trochę mi żal, że goniłam i nie miałam czasu… A czasu jest mniej niż myślimy…
Pięknie… Doceniać te chwile, przeżywać je tu i teraz to sztuka życia. Co chwilę mijają…
A moi chłopcy (30 i 23 lata) już nie mieszkają w domu… nawet w tym samym mieście nie mieszkają… Czasem miętolę w głowie żal, że inne dzieci innych ludzi nie wyprowadzają się tak daleko, że kilka ulic, inna dzielnica i zawsze można w jakiś czwartek „w drodze do” lub „po drodze z” wpaść na herbatę i kilka słów a moje co, moje starsze pojechało 200 kilometrów, moje młodsze jeszcze studiuje 100 kilometrów ode mnie, ale ze słów i półsłówek rzuconych czasem domyślam się, że nie wróci do domu, nie wróci do miasta a bardzo być może, że i kraj zmieni…
Staram się w takich chwilach myśleć o znanych mi kobietach, których dzieci za oceanem poszukały swojego życia, myśleć o tym, jak one, te znane mi kobiety zamieniłyby się ze mną na te 200 kilometrów, ale dalibóg, niewiele to pomaga.
opuszczone gniazdo bywa zimne, po prostu. ale trzeba je swoim ciepłem ogrzać. nie ich. tak myślę.
Kojące i przejmujące te Twoje słowa. Dzięki za przypomnienie co jest ważne.
Bo dom jest do mieszkania A nie do sprzątania 😉
A dzieci do tulenia….zawsze❤
Moja pińdzia ma 29 lat, zawsze uwielbiam ją tulić. Na szczęście nigdy nie ucieka 🙂🥰
Potem, jak podrosną, będą przytulać się do piersi. I stawać na palcach żeby ukraść buziaka z policzka. Bo będą już takie duże. Będą już sięgać. Zdobywać kolejne wysokości. Jak Mount Everest matczynej miłości. Już nie potrzebuję stołka. Nie muszę wdrapywać się na fotel. Kocham cię z czubków moich palców. Zobacz! Sięgam już do brody.
Kocham to. Ale… widzę jak szybko rosną. Czasami za szybko. Zwolnij świecie, bo mam dzieci do kochania. W czasie nieskończonym.
A ja czytam to z oddziału onkologicznego… I życie mnie klepnęło… usiadłam, poleżałam popatrzylam. Będę mieć w dupiu ten piach z podwórka, ten sajgon poprzrdszkolny. Szkoda, że czasami trzeba usiąść , żeby na to wpaść.
💚💚
Nawet nie wiesz, jak mi pomagasz w tym trudnym czasie… Dziękuję. Też zostaje.
KOcham TO!
Kojące i przejmujące te Twoje słowa. Dzięki za przypomnienie co jest ważne.
Mój 11 latek się oddala, nie potrafię zatrzymać
przyjemnie się czyta, zakochałam się
niezwykle mi miło! bądź <3