czasami myślę sobie, że jestem virginią woolf, zwłaszcza gdy leżę w niemocy, myślę, że już nic nigdy, gdy pełna jestem pustki i gdy mnie coś wyjada od środka. myślę wtedy, że naprawdę jestem nią i po takim leżeniu tylko mi do niej brakuje jednej, jedynej rzeczy, mianowicie wypluwania z siebie książek. ale to tylko tego. poważka.
nie jestem również pablem picassem, choć czaszka moja błyszczy prześwitami, jak jego, ani robertem lewandowskim, choć owszem, łupież na tej prześwitującej czaszce się był kiedyś przydarzył też. nie jestem nimi, bo. jeden rzekł, że talent to iskra, a reszta to ciężka, ciężka praca. z drugim natomiast jest tak, że w przypadku takich jak on, do osiągnięcia mistrzowskiego poziomu potrzeba ponoć minimum dziesięciu tysięcy godzin treningu.
ja zaś jestem zwiędłą leniwą iskrą, tą ostatnią w fontannie na urodzinowym torcie, wieńczącą rychły koniec fajerwerków, wygrzebaną ze słodkiej śmietanki i rzuconą w kąt, jestem tym ostatnim pierdnięciem z zimnego ognia, od którego się nawet nie odpali nowego i choć jeszcze parzę w łapy, to już mnie nie ma.

mawia się do mnie czasem, iż rozbłyskuję małymi flarami raz po raz, zamiast zebrać się i jebnąć porządnie. że kasłam, zamiast się literacko zerzygać, no że nie mam jakoś pary, aby zagwizdać i tylko ciągle sapię.
nie tyle, że nie mam. to raczej strach zabiera mi wszystko, ale też wszystko daje, ponieważ tak już jest z depresją i pochodnymi. strach pozwolił mi zabezpieczyć się w życiu przed zimnem i głodem. strach daje mi możliwości. i również je zabiera. rozpala ogień, a potem trawi wnętrze. mówi: „idź” oraz „nie idź”, kiedy już wyjdę. mówi „zrób” i „po co”, jak zaczynam. masuje mi barki, wypycha na scenę, a potem włącza światło i pęta język. gratuluje, że wyszłam i śmieje się, gdy schodzę. i z pisaniem jest tak samo. czekam na iskrę i się boję. tak, wiem, to irracjonalne, bo tak samo boję się sukcesu i porażki. że się uda i że się nie uda. nie mam przed czym uciekać, ale i czego gonić.

mieszkamy sobie ja i on, we mnie, choć on się nie zrzuca na czynsz. znam go, wiem jak ma na imię i jak wygląda. zachowuje się jak pacman, tak jakby miał tylko łeb i żre, żre mnie od środka. porusza się bez nóg, bez rąk i bez sensu, bo zjada mnie i nawet nie wysrywa. nie ma tam żadnego łańcucha pokarmowego, na końcu którego żuczek gnojarz toczy kulkę, a za nim bakterie tlenowe i beztlenowe z nożami i widelcami wyjadają resztki mnie. nie. on nawet nie wygląda jak pacman, tylko jak taki ludzik napełniany powietrzem, co mu ręce na wietrze furkocą, taki wielki, co się gnie na wszystkie strony, jakby tańczył. i byłby nawet zabawny, gdyby nie był brunatny i nie kładł się na mnie nie wiadomo kiedy.

więc z pisaniem czekam na iskrę. na wenę. musi przyjść, inaczej sadzę gnioty, których powstydziłaby się nawet beata pawlikowska, której książkę – nota bene – jak pokonać depresję, przeczytałam ostatnio, a dziś natomiast, na poczcie będąc, widziałam również jej poradnik jak nauczyć się francuskiego. i jeśli jest na poziomie tej o depresji, to daję wam ją za friko: wulewu kusze awek mła, se sła. to tyle. tylko na szajset, proszę ja was, stron. bo pani beata zwalczyła depresję (uwaga, spojler) tym, że pokochała siebie i wstała, i zaczęła coś robić (uwaga, koniec spojlera, a w zasadzie i koniec mojego streszczenia książki na szajset stron właśnie). przy czym ja uprzejmie informuję, iż niektórzy ludzie w depresji muszą zażyć proszki, albowiem wcale nie wstaną i mówienie im wówczas, żeby się pokochali jest równoznaczne z powiedzeniem putinowi, aby nie zajmował krymu. nie działa i chuj.

żeby napisać, muszę poczuć. muszę się zachłysnąć dobrym, albo złym i po to pewnie mi ten strach, do zachłystywania złym, bo strasznie pięknie o nim umiem. ale nie chcę pizgać złem, bo zaraz przyjdzie jesieńzima i zrobi to za mnie, szukam więc ostatnio dobrych, ale różnie z tym. poprzytłumiana jestem, stąd ciężko mi się zachwycić, jak kiedyś, kwiatkiem narysowanym flamastrem na ścianie, siedemnastą dziurawą skarpetką w tym miesiącu, a nawet – o zgrozo – noskiem pieska. ale szukam, nie poddaję się (to na pewno dzięki beacie. no chyba że dzięki proszkom).

stąd, jak mniemam, mój pomysł, aby zmienić fryzjera. żeby cokolwiek zmienić, dołożyć emocji, wyjść ze swojej strefy komfortu. w tym celu porozumiałam się z koleżanką z ładnym włosiem i zapisałam się do jej mastera, i poszłam. no więc ze swojej strefy komfortu wyszłam, a jakże. wyszłam w ciemną, deszczową noc i zgubiwszy kapeć kręcę się wokół płotu, a furtka jakimś cudem zniknęła.

no nie nadajemy z panem na tych samych falach. pokusiłabym się nawet, by powiedzieć, że w tej naszej relacji fal nie ma fal, nie ma fal, nie ma fal, nie ma fa-a-al. ja lubię wyraziście, jakoś, konkretnie, dziwnie. nawet jeśli „niekorzystnie” według kogoś, to lubię. a pan, owszem, ma dobrze opanowane i rzemiosło, i narzędzia, i ja nawet nie wyglądam źle, ale coś mi nie pasuje. i to nie pierwszy raz po słowach „a teraz nadamy lekkości” zostałam opitolona jak ja sama na studiach, kiedy wszystkie pieniądze wydawałam na używki, a na fryzjera i na chleb jakoś na końcu. i chleb zawsze okazywał się minimalnie ważniejszy, strzygłam się więc chyba w spożywczym. i choć teraz wyglądam nienajchujowiej, to nie czuję się.

to znaczy inaczej – czuję. czuję się jak frodo baggins, który pojechał na kolonie do niechorza i spodobała mu się jakaś dziunia ze śródziemia, ale odważył się do niej podejść na dyskotece dopiero ostatniego dnia (wiadomo), ale żeby zrobić na niej wrażenie, pożyczył od kolegi elfa prostownicę i to był błąd. i frodo teraz zwala na prostownicę i na elfy, że dziunia nie chce z nim tańczyć wolnego, że wybrała jakiegoś orka, mimo że frodo włożył swoją najbardziej bordową, najbardziej błyszczącą i najbardziej żakardową koszulę, jaką mu mama wyprasowała i włożyła do walizki, i jak on teraz wyjdzie na niechorze, no siara. moja mina zresztą wszystko wyjaśnia, zarówno ja, jak i frodo mamy kupę pod nosem. on, bo nie do końca wie, co się odjebało, ja, bo wyglądam jak on, który nie do końca wie, co się odjebało.



i wiem, że jak się przeczesałam po swojemu, to wyglądam dobrze, choć pożaliłam się w internetach i część z was mi napisała, że „przeczeszesz po swojemu i będzie dobrze”, a to już było po. część, że „warto wyjść ze swojej strefy komfortu”, no ale ta część z was pewnie nie wiedziała, że ja już wyszłam i to bez mapy. część, że „dasz kolor i będzie git”, kiedy to też już było po, część, że „wyglądasz lepiej”, choć nie wiem od czego, jeśli od frodo, to być może dlatego, że on nie ma szyi, a ja owszem. część, że się przyzwyczaję i że odrosną (no shit). wiem, że odrosną, ale wiem też, że ten czas będzie mi się ciągnął, jak światu cały ten fragment, kiedy frodo idzie z pierścieniem do mordoru.

na szczęście w domu jestem totalnie rozumiana i kiedy powiedziałam, że faktycznie, nikt nie ma takiej fryzury, to ojciec jedyny odpowiedział: „od przynajmniej dwudziestu lat!”.
<3 ❤💛🧡💜💙💚🖤
🙂
No, do pana fryzjera skasuj dziewczyno telefon. Po fryzjerze ma być przynajmniej lekkie pierdolnięcie. Masz być pełna mocy. Gotowa na sparing ze światem. Ty masz cohones i włosy powinny o tym mówić. Choćby tylko 2 dni od strzyżenia, ale jednak. Niech moc będzie z Tobą. Trzymam kciuki.
tak jest!
🙂
Jak pięknie czuję się przytulona 🙂 przez Matkę Jedyną. A słowem otuchy niech będzie cytat z Allena a raczej swobodna trawestacja: są jeszcze gorsze rzeczy (od fryzury niechcianej) jeśli spotkałaś się kiedyś z agentem ubezpieczeniowym łamane przez dilera amłej łamane przez pokaz garnków ceptera itd to wiesz o czym piszę . Czuwaj
si. czuwaj!
No jak nie Twoja częstotliwość, to żeby nie wiem jak cudnie, to nie pyknie 😁 a wena przyjdzie- kapryśna suka.
Wspaniały tekst, szkoda że depresja tylko wzmaga w człowieku chęć wylania się na papier, ale skoro powstają takie rzeczy to cóż zrobić. 😍
depresja akurat niczego nie wyzwala poza pustką i smutkiem, ale ogarniam, staram się! 🙂
No to nie Twoja fryzura, to nie Ty. Może ten pan fryzjer był na kursie z panią, która ostatnio mi zrobila kuku na głowie: „to nie klient ma byc zadowolony, tylko ja! To ja mam być zadowolona ze swonej pracy!” Tak mi pojechała. A ja czekam aż odrosną i będę wygladala jak ja, a nie jsk moj brat, jeno z cyckami 😘
ojej 🙂
<3
To wszystko śmieszne i nieśmieszne. I nadchodzi jesień, którą uwielbiam… ale która coś jeszcze niesie. Dary niesie, jadą czterej jeźdźcy jadą.
I z fryzurą mam podobnie – pocieszę niepocieszająco. Ale trochę mi lepiej… Ja mam fryzurę na Sama. I przytyłam, sama jakby sobie winna. Udaję, że nie. Z fryzurą też Sama.
czterej jeźdźcy o północy życia z powrotem będą szczurami, a karoca dynią. a książę nas znajdzie. poczekamy <3
Uwielbiam Cię Kobieto!!!
<3
Się powtórzę, bo już kiedyś w komentarzu tak napisałam, o Twoim pisaniu jak oddychanie – ten tekst to jest oddech – wdech, wydech, przydech, bezdech, zdech, dech, tchnienie, westchnienie, powiew, poryw, podmuch, pęd, napór. W różnych kombinacjach. Nie pocieszam. Ale się zachwycam opisaniem, iskry rozdmuchaniem.
wielki komplement. dziękuję <3
A ja się już przyzwyczaiłam (od drugiego spojrzenia) i nie pamiętam jak było wcześniej Bo dalej widzę tę samą MatkęJedyną najwspanialszą i to jest dla mnie ważne, że to co istotne to się nie zmieniło nic!
p.s myślę też sobie, iż dobrze, że „dodano lekkości” na głowie bo wzrok masz Matko Jedyna ciężki… więc rónoważy się ! Uściski.
ciężki…?
“Wiem, że odrosną” – doceń tę pewność, nie każdy ją ma;-) A tak serio, to chuj z włosami. Zajebiście piszesz.
tak. masz rację. dziękuję za kubełek zimnej wody <3
Czyli masz włos wintydż a mogłabyś nie.
Depresja kłamie.
Wróć po używki i paczaj co dalej 😜 godzina wpisu z pewnością ma znaczenie 😜 uściski, matko!
haha <3
Jeszcze się taki nile urodził co wszystkim digodzil. Trzeba zrobić cech fryzjera i sobie dogodzić 🙂
PS. Odrosną
😉
Tekst super! Uwielbiam Twoje teksty!
Fryzura super! Moim zdaniem wygladasz SUPER! No, ale jak sie nie czujesz, to wiadomo, ile znaczy moje zdanie!;)
W sumie…nawet jakbys sie czula to moje zdanie niewiele by znaczylo!;)
Milego dnia;)
P.s. komentarz nie mial na celu pocieszania. Ot tak…moje zdanie na temat tekstu i fryzury!;)
:*
Jest taka ksiazka Zygmunta Miloszewskiego ( debiut, o ile sie nie myle) pt. “Domofon”. W przeciwienstwie do innych jego ksiazek, to nie jest kryminal, to jest … horror… naprawde. Ta ksiazka pomogla mi przezwyciezyc strach w takim momencie mojego zycia, kiedy z paszczy tej bestii wystawaly tylko moje piety i myslalam, ze to juz koniec, nie dam rady, nie wstane, nigdy wiecej sie nie usmiechne…
Oczywiscie, nie tylko ksiazka pomogla, ale polecam! Bardzo polecam. Z wielu powodow, jak przeczytasz, to byc moze domyslisz sie dlaczego. Najfajniejsze jest to, ze to nie jest poradnik, nikt nie dzieli sie tutaj bezposrednio doswiadczeniem, nie udziela wskazowek, ta ksiazka to jedna wielka metafora.
Bardzo prosze o ksiazke Twojego autorstwa, wiem, ze bedzie fantastyczna! Jesli moge cos poradzic, to przeczytaj “Domofon” i pisz bez strachu.
Kiedy czytam Twoje teksty, przychodzi mi na mysl Joanna Bator. Mam ogromna nadzieje, ze to dla Ciebie komplement.
Frodo to moj ukochany kot. Trafil do mnie w najtrudniejszym momencie mojego zycia, uwazam, ze to nie byl przypadek.
Pozdrawiam Cie bardzo serdecznie Matko Jedyna.
Beata
czytałam domofon. czegoś mi w nim zabrakło na koniec, ale tak, jest mocny.
joanna bator przyznała mi nagrodę za najlepszy tekst w konkursie blog roku. jest wspaniałą pisarką, a to, co mi wyszeptała do ucha, brzmi w nim do tej pory. bardzo ją cenię.
frodo jest naprawdę spoko, choć najbardziej lubię legolasa. a moje koty zwały się dizel i gajger.
piszę. cały czas piszę.
dziękuję <3
Matko, współczuję. Znam ten stan – kiedyś trafiłam chyba do tego samego fryzjera sądząc po stylu cięcia. Ale poszłam do kolejnego, co było impulsem do cięcia ostro i krótko – jak zawsze marzyłam, ale się bałam (długie kucunie, hodowane przez mamę). Od wtedy jużem na krótki styl 😉
Powiem tak:z fryzjerami ciężko😂😂😂😂😂ale kurka blaszka jakie ty masz złote pióto kobito!proszę,przeczytawszy tekst od początku do końca razy kilka, o książkę;) kupię,przeczytam i dumna będę z jej posiadania;)i korzystać będę dokładnie tak samo,jak z „niepierodolu”-leku na całe zło;)także ten… pisząc pomagasz innym;)
do dzieła!Pozdrawiam serdecznie;)
piszę, piszę 🙂
❤❤❤
:*
ja mam krótki styl odkąd z kuzynem obcięliśmy mi po jednej kitce w wieku lat czterech 🙂
Dziękuję za dobry tekst! 🤗😍
Dobrze że jesteś…taka kasłająca, sapiąca, przesteszaną z orginalną fryzurą…taką Cię właśnie uwielbiam i w jakiś dziwny sposób potrzebuję. W czeluściach mojej wewnetrznej pustki i samotności siadam sobie skulona pod ścianą i piję z Tobą mentalną lampkę wina (czasem nawet sie upijamy) gadamy i śmiejemy jak głupie bo przecież takie z nas „wesole babki”
Czekam jednak z nadzieją na Twoje literackie wyrzyganie bo mogłabym wtedy więcej z Tobą gadać.
borze szumiący, toż to jedno z piękniejszych wyzwań, jakie posłyszałam! <3 popijam herbatę z tobą aktualnie, ale też się da pośmiać przy niej (bo popłakać to wiadomiks).
polecam się! 🙂
Nie jestem dobra w pocieszaniu, bo jak Ty tęczą nie żygasz z okazji swojej fryzury to jakże ja bym mogła… Myślę że ostatnio rzeczywistość chojnie dostarcza nam weny do głębszych przemyśleń, więc chuj z fryzurą, jeszcze wena Cię znajdzie. Nie ma na zawołanie: „Przyjdź kurwa, bo chcę już skończyć tą jebaną książkę !!! ”
Mniemam, że obecnie znajdujesz się w strefie dyskomfortu, wszyscy tak mamy… i wszyscy wiemy jak trudno z niej wyjść z mapą w garści. Tylko pytam na chuj Ci mapa , podróżowanie bez niej jest dużo ciekawsze, jak dobrze zagadasz z Kuchcińskim to zabierze Cię na pokład…. nawet z rodziną 😉
ech, nie dobijaj mnie kuchcińskim 🙂
Też mi się podoba @matkojedyna ! Pisz, pisz, bo żem się uśmiała 😉 p.s. a na poważnie, uwierz w siebie, bo jesteś cudem <3
panie putin, zostaw pan krym! 😉
@Matkojedyna kocham Twój mózg… niezmiennie podziwiam za umiejętność werbalizacji tej kotłowaniny podczaszkowej…
mój mózg odwdzięcza się tym samym! 🙂
Przeczekać , przeczekać trzeba Ci …. za to jakie pikne rzęsy !!!
:*
a jutro znowu pójdziemy nad rzekę.
Trochę mi przykro a trochę radośnie
to tak jak mnie. i połowie świata.
you’re not alone! <3
#Deprecha i #chujowojestikoniecstan nie zabija szczerości….kreatywności…fajnie…znaczy gnój jest…ale jakby kurde i whisky idzie z nim czasem wypic.choć tak poza tym to i tak niech spiernicza…jak czytam Ciebie to jakby ktoś wypowiedział.przeczytał. wyczytał.jak często się czuje. …a a propos fryzur i wygladu/czyt.czasem nawet atrakcyjności- kiedy ktoś widząc nas tylko „fizycznie” mówił. Ze zajebiście wyglada jedna czy druga- a ta jedna czy druga styrana właśnie najchujowiej psychicznie była – to ten stan rzeczy nazywamy „im gorzej ,tym lepiej ” wła la :*
:*
hahahaha, piekny tekst. Wiesz, ze to minie szybko. Klaki odrosna, ludzie przestana pisac i czas zamyje co ma zamyc. A przynajmniej jest co czytac :-), dzieki
otóż to, staram się wady przekuwać w zalety 😉
Naprawdę nie ma się czym przeować odrastają. Jaj eszcze trzy cykle chemii I będę kudłata.
a wiesz, że ja lubię tę chemiczną łysość? to błyszczący medal. wiem, że to wyścig, do którego ktoś, nawet nie wiadomo kto, cię zapisał bez twojej zgody, ale piękne są gładkie głowy.
no i wiesz, zawsze to jeden problem mniej ;)))
No i git , lepszy jeden dobry niz wiadro gówna ,! Uwielbiam
<3
Ci za tekst!!
Ja mogę tylko pogratulować odwagi.
Zawsze jestem w kitkę i przylizana .
To jest mój komfort choć psioczyć mogę długo bo od 40 lat ten sam styl????
W dupie mam styl.
Jak zaśpię, 3 szybkie ruchy i już wyglądam jak zawsze.
Zwyczajnie jestem tchórzem, nie opuszczam swojej strefy, nie ryzykuję bo się boję że coś pójdzie nie tak!
Odwagi zazdroszczę !
Fryzury niekoniecznie 🤔
Rady dać nie mogę, za mało doświadczenia w tej kwestii.
Powiem jedno!
Matkojedyna, uśmiech zmienia wszystko !
Ludzie w koło zapamietają uśmiechniętą kobitę o włosach tylko mali wspomną.
piękne słowa, dziękuję!
a czyś tchórzem? niekoniecznie, pewnie w innych dziedzinach wychodzisz przed mój szereg.
każdemu według potrzeb, pamiętaj! 🙂
Wiesz jak się czujesz w nowej fryzurze. Mi osobiście się podoba. Serio.
tak, ja wiem, wszystko wiem.
ale nie czuję 🙂
Znam to. Pomimo, ze mam na glowie 5 wlosow na skrzyz to wlasnie fryzura jest moim „newralgicznym” punktem… Lazilam od fryzjera do fryzjera zeby znalezc tego „jedynego”. Ile ja razy przechodzilam przez to o czym piszesz… A ile kasy wydalam na roznorakich „stylistow”.Nie czesto zdarza sie, ze jestem zadowolona… Mi sie podobalas w krotkich wlosach z grzywka…Pierwszy image ciebie jaki kiedykolwiek zobaczylam. Ale to moje zdanie. Depresja natomiast i pochodne… coz… Nie bede sie zaglebiac bo akurat jestem „on top” i na sama mysl o tym stanie czuje sie strasznie zmeczona…Pozdrawiam.
utrzymaj ten stan. włosów też! <3
Matko, jesteś cudna! I ten Twój strumień świadomości <3 wszyscy jesteśmy czasem Matką Jedyną, wszystkim się nam czasem wydaje że ma kupę pod nosem, wyglądamy jak kupa albo kupą jesteśmy. Dobrze, że o tym piszesz. Bo napisać o tym, to jak wyjąć tę kupę z siebie, stanąć obok niej, przymrużyć oko i zaśmiać się – choć krótkim szczekliwym i odrobinę wymuszonym śmiechem, ale zawsze 🙂 przesyłam dużo ciepła (nie do końca wiem jak to działa przez neta, ale mega się staram!)
no i przegrzałaś mi komputer! 😉 <3
nie będę pocieszała, po prostu dziękuję za tekst …
polecam się! 🙂
Nie marudzić. Ja wyglądam jak Ziemuś Kołodziej, syn Piasta, po pierwszych postrzyżynach metodą od gara…
ja też bym chciała, tylko musi mi grażyna z warzywniaka odrosnąć.
Eeee tam,bywa gorzej 😜 Na pocieszenie powiem ci,co zrobiłam kilka miesięcy temu. Zawsze marzyłam o długich,gęstych włosach,a że natura przewrotna jest jak chuj,więc mam cieniznę i łamiznę. I tak se w jakimś kompletnym amoku umyśliłam,że przedłużę i zagęszczę. A co ! Nic nikomu nie mówiąc polazłam do obcego zakładu / mam od lat swojego fryzjera, ale bałam mu się przyznać,że mi rozum odebrało /… No wiec,poszłam do takiego,o którym wyczytałam,że ach i och … ale go nie znalazłam,wiec zaszłam do innego,gdzie mniej ach i och,ale nie całkiem o kurwa ! A tam miła pani tak mnie wzięła w obroty,że wyszłam lżejsza o 700 peelenów,ale nie że z włosami,tylko,że zaliczka … cud przemiany za dwa tygodnie. Może mróz mnie otrzeźwił,bo na dworze lekko doszłam do siebie,ale brnę twardo w samozagładę i dzwonię do męża,żeby go poinformować,że już za chwilę stanie się małżonkiem najpiękniejszej kobiety w całym województwie z przyległościami. Niestety,mąż łyknął cały show jak gęś kluski … Czekam więc na ten wiekopomny dzień i coraz bardziej mnie telepie … dopiero teraz czytam w necie co i jak … i dreszcz mi po plecach biega. Co robić ? Wątpliwości coraz więcej,ale ta jebana zaliczka … Z jednej strony czuję,jak mnie wciąga grząskie bagno,a z drugiej strony może to leśna polana,po której pląsam wesoło z bujnym owłosieniem,odrzucanym wiotką dłonią na plecy … Koniec końców polazłam na egzekucję. Doczepianie owych kudłów trwało kilka godzin. Efekt piorunujący ! Nawet mi się podobało,bo włos naturalny,kolor magia,no i zapłacona kwota musiała dawać mi poczucie,że idziemy w dobrym kierunku. Jakby kto pytał,to cała operacja wyrwała mi z konta jeden tysiąc,osiemset złotych + 35 zyla za specjalną szczotkę. To ważny szczegół,ale o tym potem … Wszystko było pięknie,mąż zachwycony,zaprzyjaźnieni też,ja …. jakby mniej … bo to i spać trzeba inaczej i myć i czesać … No dobra,jakoś ogarniemy. Do pierwszego mycia. Ręce mi się tak trzęsły,że mało sobie grzebieniem oka nie wydłubałam. Nerw był tym większy,że tego dnia wyjeżdżałam do Warszawy do C.O. Ale jakoś się udało,fryz cud,miód,malina … tylko trochę mnie zdziwiło,że na podłodze znalazłam jedno pasmo swoich pięknych,długich kłaków … Pojechałam. Lekko nie było,bo pojechałam na jodowanie,a wskazania lekarskie wyraźnie mówią : każdego dnia rano kąpiel z myciem głowy … a tu zima,mróz,ja u rodziny,do szpitala na ósmą,ale co tam … wstajemy w nocy i myjemy,a potem suszymy … trzy godziny …. I też jakoś by było,gdyby nie drobny szczegół … każde mycie i każde czesanie dosłownie wyrywało mi włosy z głowy … Wróciłam po tygodniu,z workiem włosów …. Pierwsze kroki skierowałam gdzie ? Tak,zgadłaś,do fryzjera. Pani w pąsach,że pierwszy raz,że nie wie co się stało …. Zaordynowano oględziny i delikatnie zasugerowano,że to ja sama sobie te piękne loki ze łba wyrywam. W końcu kłaki doczepiono ponownie i skrócono,bo może za ciężkie. Było super,do pierwszego mycia … potem apiać od nowa … Rozglądałam się ukradkiem,czy nie sypię owłosieniem w sklepie,u lekarza,na ulicy … sypałam …. W miarę wzrostu włosa zauważyłam także podejrzane,łyse placki na głowie … Okazało się,że te doczepione odpadając urywały mi moje własne,które tym sposobem stawały się nie tylko cienkie,ale i łyse. No kurwa mać ! I wtedy znalazłam TEN zakład. Był ulicę dalej … Obejrzano,pokiwano głową i powiedziano,że moje włosy absolutnie nie nadają się do tego typu zabiegu i że od tej miłej pani to ja nie pierwsza … Można je zagęścić i przedłużyć,ale zupełnie inną metodą. Poprosiłam o zakończenie męki i dobicie mnie … co też z ochotą i za niemałą opłatą uczyniono zdejmując ze mnie to ten oczywisty dowód mojego upadku … Na pamiątkę została mi szczotka … Jest zajebista ! 😁 Ps. Włosy trzeba było obciąć,ale wtedy już poszłam do SWOJEGO fryzjera i przy okazji okazało się,że moje cienkie włosy najlepiej wyglądają obcięte prosto,do linii szczęki / inaczej się nie dało /, bez żadnego cieniowania ! Co i Tobie polecam 😎 Reasumując – kartę spłacam do dziś,mam zajebistą szczotkę,po raz kolejny przekonałam się,że mam kochanego męża / nie krzyczał ! / no i znalazłam swoją fryzurę ! Nie ma tego złego,co by na dobre … 😜
hahaha
Tekst cudowny
treść treścią, ale pióro … ach!
Co do włosów, fakt, ze późne lata 80-te 😉 ale czytając tekst, myślałam, ze masz na głowie tragedię, a nie masz przecież. No i oczy – mega, meeeeeega!! W poprzedniej fryzurze tego aż tak nie widziałam, czyli SĄ plusy nowego uczesania:-)
I jeszcze słowo o depresji, mi pomogła moja doktor i trochę terapii. Myślałam, ze się nie wygrzebię i będzie już tylko gorzej i gorzej. I nadal jest słabo dookoła mnie, ale trochę się nauczyłam, żeby to smutne otoczenie nie właziło aż tak do głowy. Nie wiem czy to nie trąci Beatą, ale poza proszkami konieczna jest tez praca nad sobą i ze sobą, czyli same proszki bez terapii ani rusz:/
Ściskam:)
jestem na terapii. proszki to jeden z jej efektów. dziękuję!
ps tylko beata trąci beatą 😉
no i oczy zawsze miałam 😉
Jeśli Ci to w jakikolwiek sposób pomoże to powiem że jakąkolwiek fryzurę bym nie wybrała zawsze wyglądam ..ujowo. Nieważne czy włos długi czy krótki, czy prosty czy kręcony, czy rudy czy blond. Jedną wielka tragedia.
Nad książką też kiedyś myślałam, bo ostatnie lata mojego życia to idealny scenariusz ale jakoś nie mogę się zebrać. Motywacji brak…
A Ty bardzo fajnie piszesz i rób tak dalej.
Pozdrawiam
ściskam! <3
Skoro o fryzurze tutaj piszecie to też coś napiszę
Kiedy byłam dzieckiem mama co miesiąc wysyłała mnie do fryzjera skrócić grzywkę(tylko trochę).
Po tym trochę za każdym razem wracałam do domu zapłakana naciągając ją sobie bo była ponad brwi a miała być w połowie brwi.
Nie chodzę do fryzjera.
Sama sobie podcinam grzywkę
Ponad brwi
I ch.
🙂
Od teraz juz zawsze bede sobie wyobrazala Frodo z prostownica a w lustrze jego odbicie i za nim elfa patrzacego z pogarda …
A z fryzura, no coz… scinac kazdy moze, troche lepiej czasem troche gorzej… zawsze sa kapelusze 😉
Przepraszam za brak polskich literek, nie potrafie ich zainstalowac na laptopie!
:*
Jeden raz wyszłam od fryzjera, z takimi oczyma jak Twoje- rozumiem. Mi bardzo się podobasz (nie, nie wolę babek, mam drugiego męża 😉 znaczy nie, że mam ich dwóch na raz…) Doskonale rozumiem jak się czujesz i „włosowo” i w sercu, głowie… i życzę Ci, byś kiedyś tak jak ja, nie musiała łykać już proszków. <3 I love You i córki 🙂
<3
Uwielbiam! Przytulam, ściskam. A może spróbuj przeczytać Agnieszkę Maciąg… ma bloga, jak się spodoba to zainwestuj w książkę.
też nie jestem targetem 🙂
Nie ma nic gorszego od zepsutej fryzury….znalazłam swoją fryzjerkę i jestem wierna od lat…wiem,ze zawsze będzie dobrze…mimo iż najtańsza nie jest ☺
Świetny tekst ❤
no chyba że głód 😉
Ostatnio (od kilku lat) jest mania wśród fryzjerów robienia fryzur niesymetrycznych, właśnie tego rodzaju jak Twoja. ze 4 lata temu poszłam do fryzjerki, zdałam się na nią i zrobiła mi coś podobnego do Twojej fryzury, twierdząc że to najnowsza moda. Ja nie cierpię być modna. I tą fryzurą nie przekonała mnie do najnowszych trendów. Tym bardziej, że potem (i nadal) widzę wszędzie pełno starszych pań (po 70) właśnie w tego typu fryzurach 😀
Na szczęście moje córy nie uciekały z krzykiem na mój widok, kotu było wszystko jedno, bo miska nadal pełna, z pracy nie zwolnili (ale podwyżki nie było) więc jakoś przeczekałam, głównie w piwnicy, wyłaniając się tylko po zmroku i zakapturzona…
A może Twoja fryzura jest po to, abyś odkryła urok noszenia różnych nakryć głowy…. 😀
jak się przyczeszę, to nie jest tak źle 🙂
Hej! Czytałam Twój wpis myśląc: „Przesadza, za bardzo się przejmuje laska, na pewno nie jest tak źle, kokietuje”. A potem doszłam do zdjęcia i szczerze parsknęłam śmiechem :)))
Piękna historia o wychodzenia ze strefy komfortu, a nawet zamieszkaniu poza nią na jakiś czas. Jeśli to jakieś pocieszenie, to mnie ta fryzura w ogóle nie przeszkadza w czytaniu Twojego bloga, czy w lubieniu tzw. całokształu Matki Jedynej.
Pozdrawiam wyskubanego kurczaka małego!
:)))
uściski!
Haha ha! Dawno się tak nie uśmiałam czytając czyjegoś bloga! Do porannej kawki z 3 dzieci weszło idealnie. Dzięki! Fryz piękny. Zawsze można czapkę z daszkiem… 🤣 Ściskam. Fajna jesteś. Chuj z fryzem…
:*
PS a z tą weną to ponoć jest tak że nie przychodzi sama. Trzeba siedzieć na dupie jak na etacie w korpo i pisać pisać pisać…cos jak te treningi Lewandowskiego.
no więc to właśnie napisałam 🙂
O Matko, uwielbiam !!!!
<3
Napiszę krótko: bardzo w Ciebie wierzę, od pierwszego przeczytanego tekstu, od pierwszego zachwytu nad misternym zlepkiem liter. Jesteś moją inspiracją, bardzo Ci kibicuje i jako fantastycznej kobiecie z „nieswoją” fryzurą i jako totalnej artystce słowa pisanego.
o rany, jakie to piękne słowa, dziękuję! <3