nie jestem typem człowieka, co jeździ pod namiot, buduje szałas z mchu i je surowe, jeszcze ciepłe ryby, które własnoręcznie wystruganą włócznią, z rosnącej nieopodal leszczyny, właśnie wyłowił ze strumyka. w namiocie jest mi zimno, mech jest wilgotny, a ryb nie jem nawet ugotowanych. wegetarianie tak mają. wakacje na campingu nigdy nie były moją skrytą, ani jawną tęsknotą. dziwiłam się więc, że można pojechać półtora tysiąca kilometrów na camping, jakby nasze swojskie długie czy inne głębokie nie wystarczyło, by przemarznąć, dać się zeżreć komarom, sikać w pokrzywy i kleszcze, a rano wdepnąć w czyjąś puszkę po piwerku lub jeszcze coś innego.
pewnie dlatego z dwuletnią zoją i czteroletnią nataszą pojechaliśmy na camping do włoch. samochodem. na dwa razy. ze spaniem w monachium. dwa dni po milion godzin w aucie. jeszcze chwila i najpierw wybuchłyby dzieci, potem my. nie polecam.
trzeba przyznać, że dzieci i tak były mega dzielne, ale mnie serce bolało, jak wkładałam je w foteliki na tyle godzin. pierwszy raz pojechaliśmy na ten camping samochodem, na tydzień, we wrześniu. żadne z nas nie pracowało na etacie, mogliśmy więc bezmyślnie szastać wolnym na wszystkie strony i spędzić cztery dni urlopu w samochodzie.
jednak sytuacja się zmieniła, do tego doszła szkoła nataszy i rok temu wybraliśmy się w to samo miejsce, na początku lipca, samolotem, na tydzień.
ale po kolei.
sam camping nazywa się villagio barricata (wszystkie potrzebne linki podaję niżej), znajduje się niewiele ponad 100 km od wenecji, w delcie padu, w parku narodowym. nie ma tam hałaśliwego miasta, nie ma nawet wsi, nie ma tłumów, choć to bardzo duże i ładne miejsce nad samym morzem adriatyckim. jest za to dziedzictwo unesco. nieznane mi ptaki latają jak oszalałe nad samym morzem, bujna i dzika roślinność oczarowuje po drodze. ładnie.
na miejscu od razu zmieniło się moje pojmowanie słowa „camping”, albowiem jest to przeogromny teren, na którym znajdują się domki i namioty różnego rodzaju oraz parcele, jak ktoś przyjechał camperem lub ze swoim namiotem. w namiotach i domkach są kuchnie, jednak w namiotach nie ma łazienek. wybraliśmy więc domek. jego rodzaj uzależniony jest od wielkości rodziny i jej wymagań. nas jest czworo i to, czego potrzebowaliśmy to łazienka, kuchnia i łóżka.
dla takiego składu jak nasz, polecam najtańszy domek „corfu plus”. w środku nie ma dużo miejsca, ale wystarczy. wchodzi się przez taras, do aneksu z kuchnią. po jednej stronie jest jeden pokój z pojedynczymi łóżkami i łazienką, po drugiej pokój z podwójnym łóżkiem. jeśli jest się w domku, to i tak na tarasie, który jest wystarczająco duży dla całej rodziny. nie zdarzyło nam się nigdy siedzieć w domku, jemy też na dworze, wszyscy zresztą są cały czas na dworze. wszędzie rosną drzewa i żywopłoty, mimo że ma się sąsiadów, to i tak jest intymnie. alejki z domkami są zadbane, cały czas meleksami dyskretnie jeździ obsługa campingu i czegoś dogląda, coś zamiata, coś podlewa, coś sprząta.
domki są bardzo czyste i zaopatrzone we wszystkie możliwe rzeczy w kuchni: talerze, sztućce, miski, durszlaki, patelnie, noże, otwieracze, szklanki, kubki, garnki, kieliszki i nawet kawiarki. jest lodówka. płyn do naczyń, papier toaletowy i ręczniki trzeba zakupić na miejscu lub przywieźć ze sobą. pościel jest. ręczniki chyba można dokupić, ale są drogawe. my polecamy te szybkoschnące z decathlonu, co zajmują mało miejsca (oddzielne ręczniki na plażę i oddzielne do mycia). miotła, szufelka, wiadro – są. w cenie domku są 24 godziny klimatyzacji na kartę, taki pre-paid. jak zużyjesz, możesz dokupić. my chłodziliśmy wieczorami przed spaniem i karta wystarczyła na cały pobyt. zużyliśmy może ze trzy godziny.
na terenie campingu znajdują się 3 duże baseny: jeden do normalnego pływania, jeden ze zjeżdżalnią i „biczem wodnym” – raczej dla dzieci i jeden brodzik dla maluchów z wysepkami, zabawami i miękkim podłożem (!), że jak się ganiasz z dziećmi i zaliczysz glebę (brawo ja), to sobie nie zedrzesz skóry.
oprócz tego jest: kort tenisowy, boisko do kosza, do nogi, do siatkówki, strzelanie z łuku – to wszystko z instruktorami w cenie, nauka nurkowania – dodatkowo płatna, wypożyczalnia rowerów, siłownia, plac zabaw, dmuchańce, restauracja, bar przy basenach, sklep, zadaszona scena/centrum rozrywki, stadnina koni, prywatna plaża campingu i plaża „miejska”, na której są dwa place zabaw (w zeszłym roku codziennie byliśmy na miejskiej i nie widzieliśmy ani jednego człowieka poza obsługą barów, za to ojciec jedyny pił aperol spritz, a ja żarłam orzeszki) oraz – hit – biegają króliki luzem.
gdyby ktoś chciał jednak zjeść rybkę, to plaże dzieli mały port, który jest dodatkową rozrywką, bo można poczytać i pooglądać jakie ryby występują w adriatyku i pogapić się na łódki, kutry i statki. nie, nie śmierdzi.
w ośrodku jest mnóstwo uśmiechniętych animatorów, którzy są nienachalni, ale zapraszają do zabawy dzieciaki (nataszy nie trzeba było prosić), a animacje są na fajnym, dostępnym dla wszystkich poziomie (tu ukłon w stronę animatorów, bo zoja była onieśmielona, jednak i ona w końcu tańczyła i ćwiczyła). obsługa mówi po niemiecku i angielsku oraz płynnie na migi. bardzo chcą się z każdym dogadać. jak to włosi.
niedaleko barricaty znajduje się kilka turystycznych miejscowości, wszystkie nazywane są „małą wenecją” i wszystko jedno w którą stronę pojedziecie, dojedziecie. po wyprawie do jednej z nich, o nazwie comacchio, uznaliśmy, że nigdy więcej. po 10 minutach spoceni i wkurzeni nosiliśmy dzieci, dla których największą atrakcją okazał się automat z gluciarskimi zabawkami za 2 euro. niemniej miasteczko jest bardzo ładne, co wprawnie uwiecznił ojciec jedyny.
na terenie campingu jest sklep, w którym codziennie jest świeże pieczywo, świeże owoce i warzywa, jest restauracja (z pizzą oczywiście), sklep spożywczy, bankomat, informacja turystyczna, sklep z pamiątkami, kostiumami, okularami, kapeluszami, koszulkami i widelcami, jakby co. jak się powie „buon giorno” i „grazie” z osiemset razy dziennie, bo się jest jedną z moich córek (obojętnie którą) i się idzie pooglądać zabawki, żeby słusznie wydać 10 euro (papierowe!!!) podarowane przez babcię na wakacje, to wszyscy się cieszą i można dostać na koniec wyjazdu widelec za darmelca.
zwykle gotujemy zupę raz na 3 dni wieczorem, kiedy dzieci pójdą spać, a my i tak siedzimy na tarasie. czasem makaron z sosem, czasem gnocchi, czasem pizza na wynos (natasza idzie, ściska w łapce 5 euro i mówi: prego uno margerita take away), a czasem to tylko arbuzy.
można cały dzień leżeć na plaży, jest równie blisko jak na basen. trzeba tylko przejść przez alejkę z rozmarynów, które obłędnie pachną i założyć dziecku koszulkę serfingową, kupioną w sklepiku za… kto by tam żałował dziecku 30 euro, bo się zjarało, choć nasmarowane grubo pięćdziesiątką (tylko jedno dziecko się zjarało, ale: „a czemu ona ma koszulkę, a ja nieeee???”).
woda jest ciepła, soli dużo, więc się nie tonie, rybki skaczą, muszelki się bielą. długo jest płytko. piasek jest ciemny, bardzo drobny i błyszczący jak brokat, uwaga, włazi wszędzie. wychodząc z plaży polecam się z niego opłukać. w dziecięcych strojach kąpielowych zostaje na zawsze.
jest strefa dla psów. są kajaki i kitesurfing. jest bezpiecznie. jak raz natasza powiedziała, że idzie pozbierać muszelki na wydmy, a ja przytaknęłam i odłożyłam głowę, to włoska pani natychmiast mnie zaczepiła i pokazała w którą stronę poszło moje bambino.
jest to miejsce dla nas wymarzone, w tym roku byłam ze dwa razy na końcu internetu i z powrotem i nie znalazłam nigdzie takich warunków w podobnej cenie. znów jedziemy do barricaty. tym razem na 2 tygodnie. domek kosztował nas 940 euro (polecam kupić zimą i zahaczyć o 2 dni czerwca lub września, zawsze to o 100-200 euro taniej).
rezerwujcie bezpośrednio tu (po polsku!): camping włochy – villaggio barricata/barricata village.
jak dojechać autem? to sobie sprawdzicie na mapie.
jak tanio dolecieć? my robimy tak:
poluję na momondo (super wyszukiwarka – klik!) na najtańsze bilety. w tym roku wszystkiego ok. 1500 zł.
jedziemy do berlina samochodem, auto zostawiamy na zamkniętym parkingu, o tu: (parking w berlinie – klik!) z którego busem nas wiozą na lotnisko i odbierają z powrotem i dowożą do auta (panowie mają numery lotów i dodatkowo są pod telefonem).
lecimy ryanairem z berlina do treviso. wiem, ryanair to tanie bilety, ale droga reszta – nie ma bagażu podręcznego i wszystko jest płatne. ale i tak wychodzi taniej, niż samochodem. i szybciej. w zeszłym roku dokupiliśmy bagaż za 25 euro w jedną stronę i zapakowaliśmy się do jednej dużej walizki. teraz bierzemy dwie mniejsze, bo kupiliśmy taryfę family i w niższej cenie mamy dwa bagaże do 20 kg. ryanair straszliwie poobcinał bagaż podręczny. ale pamiętajcie, że na dziecko przysługuje wam w cenie biletu jeden wózek oraz jeden sprzęt typu fotelik, podkładka lub łóżeczko turystyczne. rzeczy te idą do odprawy (czyli nie nosicie ich ze sobą, tylko odbieracie na docelowym lotnisku). foteliki się przydadzą, bo straszliwie podnoszą koszt wynajmu samochodu.
na lotnisku w treviso, które jest małe i od razu widać gdzie co jest, odbieramy wynajęty wcześniej przez internet samochód (w tym roku jeszcze tego nie zrobiłam). tu pamiętajcie o karcie kredytowej, zwróćcie uwagę ile pieniędzy zamrożą na koncie, czy wymagają ubezpieczenia, dobrze przeczytajcie zasady. my zmieściliśmy się we czworo w lancii ypsylon (najmniejsza opcja, coś jak fiat panda), no ale my jesteśmy krasnalami. z drugiej strony – mieliśmy do przejechania tylko 130 km, co zrobiliśmy w 2 godziny. ja prowadziłam, ponieważ kierowcą jest ten, kto płaci. przez resztę wakacji auto stało pod domkiem. ostatnio nas to kosztowało (wynajem auta na tydzień i paliwo) ok. 1300 zł.
tydzień wakacji we włoszech na 4 osoby kosztował nas w zeszłym roku łącznie ok. 7 tys. zł: 5 tys. zł dojazd+noclegi i mniej niż 2 tys. zł na miejscu – jedzenie+picie i przyjemności.
do ubrania dzieciom i nam wzięłam poprzednio po 4 koszulki i 4 sukienki, 3 pary spodenek oraz legginsy i bluzy – niepotrzebnie. teraz wezmę każdemu jedne krótkie gacie, 2 koszulki i 2 sukienki na 2 tygodnie. tam jest pralnia. zresztą i tak w kąpielówach latamy całe dnie. w legginsach dzieci pojadą, bo w samolocie z reguły jest zimno. jakieś kroksy. koniec. butów do wody nie trzeba. jak czegoś zabraknie, to na miejscu wszystko da się kupić. nasze dzieci nie boją się latać samolotem, nic im się nie zatyka, lubią. aha, biorę takie koszulowe jasne bluzki z długim rękawem wszystkim, luźne, takie w sam raz na spalone ramiona.
zawsze mamy ze sobą środek na komary, w zeszłym roku się przydał. mamy też podstawowe leki przeciwbólowe, przeciwgorączkowe, coś na oparzenia, coś do odkażania, plastry na podarte girki oraz leki, które mamy na stałe.
obowiązkowo coś na głowę (w sensie kapelusze/czapki, a nie w razie gdybyśmy powariowali) i okulary przeciwsłoneczne. i filtry. wysokie filtry. oczywiście kupujemy jednorazowe ubezpieczenie na wyjazd i wyrabiamy w nfz kartę ekuz. to karta upoważniająca do darmowego leczenia w unii europejskiej.
a większość bagażu i tak zajmują nam książki nataszy…
to co, z kim się widzimy w słonecznej italii?
chyba, że macie swoje miejscówki, to koniecznie dajcie znać!
2 lata temu byliśmy na Bariccata:) bardzo fajny kemping i pyszne jedzenie. Mimo wszystko wolimy jednak okolice jeziora Garda dlatego w tym roku jak i poprzednim wybraliśmy właśnie nad nim kemping. Jeździmy zawsze samochodem „na raz”.
ja na raz mam za daleko… i tu myślę o dzieciach, bo dorośli dadzą radę.
mnie się z kolei latem morza bardzo chce! 🙂
Super to wszystko. Dla mnie jednak marzenie nie do osiągnięcia finansowo…
Ale jak zwykle super napisane 🙂
Udanych wakacji Wam życzę, bo już blisko 😀
Uwielbiam Cię czytać. Masz styl pisania taki, że czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Zawsze wciąga od początku, nie można się doczekać co dalej i smutek jest, że już koniec…
Trzymajcie się zdrowo i radośnie całą Rodziną :*
ojej, jaki ładny komentarz! dziękuję!
a czemu nieosiągalne? finanse? czy to znaczy, że nigdzie nie jeździsz…?
No tak, finanse. Ostatnie lata nigdzie się nie ruszałam.. Ale nie o tym tutaj.
Lubię widzieć, że ktoś coś ma super, to sobie wtedy myślę, że i dla mnie jest nadzieja 😉
zawsze trzeba mieć nadzieję! ściskam <3
I takie wpisy poradnikowe to ja rozumiem. Same konkrety!
W tym roku chyba będziemy musieli odpuścić sobie wakacje ale za rok, kto wie? Zachęciłaś mnie!
dziękuję! 🙂
weźcie koniecznie pod uwagę!
Ja polecam camping Prą delle torri w Caorle koło Wenecji https://www.eurocamp.pl/campingi/adriatyk/ia012-pra-delle-torri/w-skrocie.html. Byliśmy raz sami, teraz z dwójką dzieciaków się wybieramy. mnóstwo atrakcji👍
dzięki, sprawdzę!
Brzmi całkiem nieźle 👌🏻 zdjęcia piękne
dzięki! polecamy 🙂
Polecam lecieć wizzair do Mediolan Bergamo. Za bikety na 2 dorosle osoby i 1 dziecko zaplacilam 400 pln w 2 strony😀
no ale stamtąd jest 300 km do morza 🙂
Bardzo nas zaciekawił Państwa wpis i razem z żoną oraz 5 letnim Jasiem rozważamy wybór Barricaty na lipcowy urlop. Zastanawiają nas trzy kwestie:
1. Czy na campingu nie jest głośno wieczorami? Jest to raczej miejsce na wypoczynek rodzin z dziećmi czy można się tam spodziewać młodzieży szukającej nocnego życia?
2. Czy za postój samochodu płaci się dodatkowo?
3. Czy plaża jest piaczysta i można stawiać babki z biasku? Czy raczej żwirowo-piaszczysta?
dziękuję za komentarz i spieszę z odpowiedziami!
1. nie jest głośno, nie jesteśmy fanami nocnego wakacyjnego życia, o 21:00 cichnie impreza i można spokojnie siedzieć na tarasie i rozkoszować się ciepłym, cichym latem.
2. każdy domek ma jedno miejsce parkingowe, nie jest ono dodatkowo płatne.
3. plaża jest piaszczysta, babki wychodzą jak złoto, jedyny „minus” – piasek jest ciemnoszary, nie żółciutki, ale drobny, łatwy do zabawy.
polecamy dla małych dzieci to miejsce.
matkojedyna byłoby genialnie jeśli mogę podpowiedzieć aby znalazł się na stronie post o waszej biblioteczce jakie ksiazki polecasz ?co dziewczyny czytają, co lubią i lubily czytać jak były młodsze? Gdyż wiem że będą to wartościowe ksiazki 😍🙏
o. zajmę się tym! 🙂
My będziemy tam wkrótce wraz z 2 naszych dzieci i psiakiem..nie możemy się doczekać 😁
udanego wypoczynku!
Byłem rok temu, potwierdzam wszystko, super kemping.
Tylko te komary!
Psują wieczór.
pryskają co kilka dni 🙂
Witam,
dość może tendencyjne pytanie, ale ile stopni ma woda w morzu w sierpniu?
nie mam pojęcia. jest tak, że jak wchodzisz, to się czujesz dobrze i jak wychodzisz to też 🙂 bardzo ciepła. no.
A w jakim terminie zzwyczaj jeździcie? Zastanawiam się czy na początku czerwca już będzie ciepła woda.
byliśmy na przełomie czerwca i lipca, było genialnie. ciepła, żadnego „wzdrygnięcia” przed zanurzeniem.
Opis mega zachęcający! Ale mam pytanko – czy w domkach pojawiają się karaluchy, czy można spać bezpiecznie?
nie widziałam tam nigdy żadnego karalucha.
🙂 cudowna wiadomość, bardzo dziękuję 🙂
czy wyjazd w 2019 doszedł do skutku? Spędziliście całe 2 tygodnie na campingu czy było trochę zwiedzania bliższej i dalszej okolicy? My zabukowaliśmy na 2020 no ale wyszło jak wyszło z pandemią i koniec konców pojedziemy teraz na początku czerwca, na pokładzie sfochowana 12latka i wymagający dwulatek 🙂
pozwiedzaliśmy wtedy. nie za dużo, ale pozwiedzaliśmy. 🙂