mam taką, czasem bardzo cenną, umiejętność, że nie pamiętam książek, ani filmów, a teledysków to w ogóle nie widzę. to znaczy widzę, że coś miga, ale nijak nie klei mi się to nigdy w żadną fabułę.
jest to zabawne, zwłaszcza gdy po raz siedemdziesiąty drugi czytam swój ulubiony kryminał i wielce zadziwiona wykrzykuję: „naprawdę? to właśnie jest morderca? i ja nie zgadłam?”. umiejętność ta nie jest jednakże tożsama ze słabą pamięcią, albowiem doskonale, choć zupełnie niepotrzebnie, pamiętam kto mi zalazł za skórę w podstawówce, tudzież nie zapomniałam ani jednej z popełnionych przez siebie gaf. przytaczać ich tu absolutnie nie będę, choć wierzę, że niejeden by się uśmiał, a ja, mimo że na karku czterdziecha i dwójka dzieci, zlałabym jeszcze swe lico rumieńcem wstydu.
szkoda, że człowiek nie pamięta ważnych dat i czasem musi kombinować na szybko jakiś prezent z okazji imienin dziecka, a już bardzo szkoda, że człowiek nie zapomniał o tym, żeby nie siedzieć bezmyślnie na fejsbukach i innych instagramach, tylko w tym czasie, na przykład ponaklejał łatki na przetartych kolanach w nowych dziecięcych spodniach, których kupka w zastraszającym tempie rośnie, a nawet jak człowiek miał nadzieję na to, że dziecko zdąży ze spodni wyrosnąć, to nijak nie da się zapomnieć o tym, że ma się jeszcze młodsze dziecko, które dość szybko w wyrośnięte ubrania wrasta. szkoda, że człowiek nie pamięta, że czasem może porobić coś zgoła innego, ale równie pożytecznego, czyli na przykład poczytać książkę.
zadbałam o siebie więc niedawno w tej dziedzinie i mimo, że nieczęsto czytam thrillery, bo się potrafię przestraszyć na reklamie pieluch (kto nie ma dzieci, nie zrozumie), przeczytałam „łańcuch” adriana mckinty’ego w przekładzie dariusza żukowskiego. między innymi także dlatego, że zahacza o ważny temat, mianowicie wrzucania zdjęć dzieci do internetu.
idea książki jest taka, że jednej babce porywają córkę i żeby ją odzyskać, sama musi porwać kolejne dziecko, rodzice tego kolejnego dziecka następne i tak dalej. to właśnie tytułowy łańcuch. oczywiście babka nie jest ani pierwsza, ani ostatnia. system działa bardzo sprawnie od wielu lat i jest w zasadzie świetnie przemyślanym mechanizmem. główna bohaterka, rachel, właśnie wygrzebała się ze swoich życiowych niepowodzeń, stanęła na nogi po utracie pracy i chorobie nowotworowej. oraz rozwodzie, więc nie miała łatwo. aż tu nagle ktoś porywa jej dziecko.
swoje kolejne ofiary przyszli oprawcy, którzy wcale nie chcą nimi być, wybierają – niespodzianka – w mediach społecznościowych. nie jest żadną nowinką, że facebook jest skarbnicą wiedzy o tym gdzie jesteśmy, gdzie się meldujemy, że pojechaliśmy właśnie na wakacje oraz dokąd, jak wyglądają wnętrza naszych domostw, wrzucamy zdjęcia swoje i dzieci. i chociaż książka dzieje się w stanach, daje do myślenia także nam o tym, co zamieszczać i czy czasem nie jesteśmy zbyt beztroscy w swoich internetowych poczynaniach.
nie chodzi oczywiście o to, by wyłączyć się całkiem z życia w social mediach, bo to niczego nie gwarantuje, ale warto być uważnym na to, co się dzieje dookoła, zachowywać rozsądek, a nade wszystko czujność i ostrożność.
tak sobie myślałam, że bujda, panie, takie rzeczy się w polsce nie dzieją, a potem przypomniałam sobie, jak grałam w filmie kryminalnym dziewczynę, która zabiła kolesia i że scenariusz filmu był napisany na podstawie prawdziwych wydarzeń. i że u mnie na osiedlu jakiś miesiąc temu była impreza na czyimś ogródku, bo wiadomo było z fejsbuków, że właściciele wyjechali. różne rzeczy się dzieją, nie warto licha prowokować.
książkę czyta się szybko, można sobie ją wciągnąć zamiast dwóch odcinków serialu wieczorem. jest ciekawa i ma to, co mają thrillery, czyli wartką akcję. historia wciąga i zachęca umysł do ćwiczeń. można sobie pokminić co tu kto zrobił, co się z czym wiąże i jednocześnie zastanowić się przy okazji czy koniecznie trzeba następnym razem meldować się w starbaksie, tesko czy innym zakyntosie natychmiast po przekroczeniu progu.
zastanawiałam się również – bo książka okazała się bestsellerem i natychmiast prawa do ekranizacji kupiła wytwórnia paramount – kto może zagrać główną rolę. zobaczcie jak we fragmencie polskiej adaptacji poradziła sobie magdalena popławska. oto link – klik. moim zdaniem znakomicie. no ale ja przeczytałam już „łańcuch”.
kogo widzicie w wersji amerykańskiej? dajcie znać, jak przeczytacie. strasznie jestem ciekawa waszej wizji.
poniżej kadry z filmu z magdaleną popławską.
książkę można kupić pod tym linkiem.
Ani filmów, ani książek, ani dowcipów… Gdzieś mi coś świta, gdy czytam/oglądam po raz kolejny. Po 10 powtórkach skeczu jest już całkiem nieźle i nawet cytować umiem 🙂 „To jest pad, Marta…”
hahaha <3
Widziałam książkę na kilku grupach, ale nie byłam przekonana. Jednak po twojej recenzji jestem pewna, że warto! Jutro zamawiam 🙂
:*
Uwielbiam Cie czytac. Po prostu – ajlawju <3 Pozdrawiam serdecznie!
dziękuję! 🙂
Wow! Ta książka brzmi genialnie! Muszę ją sobie sprawić – dobrze, że Targi Książki już blisko <3
🙂