jaram się swoimi dziećmi. byłabym nie-sobą, gdybym się nie jarała. każda matka jara się swoimi dziećmi, a jeśli nie, to – moim zdaniem – powinna. moje córki jakoś szczególnie nie różnią się od innych dzieci, tak jak ja jakoś szczególnie nie różnię się od innych matek. to, co robię inaczej, to wyłuskuję z każdej chwili wyjątkowości, które nimi nie są. albo są, kiedy na nie spojrzeć inaczej.
oczy to taki kalejdoskop. patrzę na kawałki dnia, skrawki wspomnień, różowe sukienki dziewczyn, fragment słońca, urywek śmiechu, kamyczek, szkiełko i widzę piękny obraz.
oczywiście, zdarza się, że wszystkie skrawki są czarne, ale wtedy bardzo ważnym jest, żeby pamiętać, że wystarczy przekręcić głowę. to wszystko. jutrzejsze słońce nie będzie brunatne, łza też potrafi się skrzyć, mogę zawołać ze środka głowy i serca te kawałki, które nie są ostre i nie poranią mojego postrzegania.
no i zawsze mam pod nosem córki. największą radość mojego życia.
- wiesz, mamo, dzieci lepiej rozumieją baśnie dla dzieci, niż dorośli.
- może dlatego, nataszko, że są dziećmi?
- a może dlatego, że jesteśmy mądrzejsze?
coraz częściej mam wrażenie, że moje dzieci wiedzą więcej ode mnie.
na pewno więcej czytają. ja już nie mam czasu, żeby wejść do domu, rzucić plecak pod ścianę, umyć ręce, capnąć chleb z pomidorem, walnąć się na łóżko na brzuchu i czytać, chociaż bardzo bym chciała. ale nie mogę, muszę robić chleb z pomidorem.
- zoja, jak się nazywa bogini łowów? – krzyczę znad krzyżówki.
- ajtemida! – odkrzykuje znad lego. znowu skonstruowała coś, do czego potrzebowałabym instrukcji, tygodnia i solidnej motywacji, zapewne finansowej, czyli założyć się z mężem o dychę, że dam radę.
kiedy zrobiły się takie mądre? jak zrobiły się takie mądre? często słyszę: jak nauczyłaś je czytać? te dzieci to po tobie czy masz jakiś przepis?
sekret jest banalny: nie mamy telewizora. mamy książki i siebie. mamy ciekawość. uważamy z ojcem jedynym, że z dziećmi można porozmawiać o wszystkim, oczywiście na ich poziomie. chociaż coraz częściej wydaje mi się, że to one się zniżają do nas.
natasza czyta wszystko. książki, gazety, etykiety na serkach, książki kucharskie, banery, reklamy, wszystko. ma siedem lat. kiedy proszę ją, by wyszła na dwór, wychodzi z książką pod pachą. zawsze ma przy sobie książkę. często powtarza, że „świat cały jest w literki”.
zoja ma pięć lat, szacuję, że za miesiąc będzie czytać płynnie. siostra ją nauczyła. jest wielką fascynatką mitów greckich.
łapię się na tym, że zapominam, że są dziećmi. czasem wymagam jakiegoś ogaru, który niemożliwe, żeby miały. to, że ktoś, kto ma siedem lat i rozpykuje 100 panoramicznych w jedno popołudnie nie znaczy, że sam naleje sobie wody z pełnej butli, bo ten ktoś ma 111 cm wzrostu, a nawet jak naleje i pomoczy cały świat naokoło, nie znaczy, że się nie rozpłacze, bo mu coś nie wyszło i jest mu przykro. albo że wie, dlaczego tak trudno mu samemu zasnąć.
to, że ktoś, kto ma pięć lat i tłumaczy mi kto to była demeter i że jak jej córka persefona wracała co sześć miesięcy od hadesa do matki, to następował urodzaj, nie znaczy, że ten ktoś nie będzie przy tym dłubał w nosie. i na nic moje pofukiwania, że no wiesz, gila o spodnie! to nie znaczy, że ten ktoś rozumie swoje emocje i potrafi je nazwać. że ten ktoś wie, dlaczego oskubał paznokcie. że wie, co to strach, nerwy, złość i zmęczenie.
i tu z pomocą w naszym życiu właśnie pojawiła się lama. to seria książek anny dewdney o małej lamie, w tłumaczeniu wojciecha manna. mała lama jest przedszkolakiem i się zmaga. mała lama z mamą rozmawiają o emocjach. nazywają je. myślę, że mała lama zostanie naszą kumpelką na dłużej, bo w przejrzysty sposób mówi o uczuciach. o strachu, samotności, buncie. o tym, o czym z nami, rodzicami, dawno temu też nie pogadano. dlatego rozmawiajmy my. czytajmy dzieciom.
jak ktoś chce zapoznać się z lamą, zapraszam na www.dalejlama.pl (w dechę adres!), a na fb też mają konto: o tutaj, klik! i tam konkursy, audiobook wojciecha manna, ciekawostki, kolorowanki, scenariusze do przedszkoli, cuda wianki. poszukajcie hasztagów #czytamydzieciom i #dalejlama i nieście dobro w świat.
a ja wracam z dziećmi do czytania lamy i innych, bo chcę, żeby wiedziały, co czują. kiedy, na przykład, będą grały w grę słowną, jak ja i będzie do odgadnięcia słowo „trzepotliwość” i go nie odgadną, jak ja, to żeby wiedziały, że poczuły frustrację. jak ja.
Matko, jaką Wy jesteście piękną Rodziną i pięknymi Ludźmi, to aż dech zapiera ♥
ojej! 🙂
Madre coreczki masz, matko madra. I wspaniale,ze uczysz je rozpoznawania i nazywania emocji. To bardzo,bardzo wazne. Niezbedne wrecz.
W szkolach powinno sie tego uczyc bo wielu rodzicow nie potrafi, sami maja z tym problemy…
Proszę uwierzyć, staramy się o emocjach mówić dużo. Ja uczę polskiego i mamy naprawdę sporo tekstów o emocjach, rozbitych rodzinach, niepełnosprawności i trudnych sprawach. Staram się. Za kilka lat zobaczę jaki będzie efekt. 🙂
Matko Jedyna, tak chyba trzeba żyć:)
brawo!
czytajmy im. rozmawiajmy z nimi. to tak wiele, a tak niewiele.
Kocham Cie Matko Jedyna.
:*
Jesteś cudowną matką💓 jesteś najlepszym przykładem na to, że dzieci powinno traktować się na równi. Niestety w wielu domach nadal panuje dyktatura😏 też masz tak, że często się zastanawiasz czy to one więcej nauczyły się od ciebie, czy to ty od nich?
już straciłam rachubę 🙂
Popłakalam się. Bo czytam o Twoich, a widze mojego siedmiolatka, co w jedno popoludnie ogarnął kod binarny, a w drugie wył jak potępieniec, bo nie chcial się iść pierwszy kąpać. I moją, ci w wieku pieciu lat, chodząc do angielskiej tylko szkoly, potrafi napisać „zrobiłeś” bez pomocy i bez błędu, a potem placze, bo nie umie się wysłowić i nikt jej nie rozumie.
jesteśmy wszyscy tacy podobni.
Jesteście piękni!!! A Wasze dzieci do końca życia będą pamiętać te beztroskie chwile z książką pod pachą. Dziękuję, że dzielicie się tym waszym pięknem ze światem, w którym coraz mniej się czyta i rozmawia…
<3
Nie wiem, gdzie bład popełniłam…..czytam ciągle, książkę za książką, niektore dwa, trzy razy. Wszystki prezenty jakie dostawały moje dzieci, zawsze zawierały też książkę. Moi synowie czytają, ale tylko lektury. Bo muszą. Serio. W ogóle ich czytanie nie kręci.
może jeszcze dojrzeją…
Nie wiem czy to kwestia dojrzałości dzieci… nie wszystkie dzieci muszą czytać dużo. Jeśli mają inne, wartościowe hobby to też jest ok. Mój czyta seriami. Nie wszystkie książki, które podsuwam ale te, które chce (np. nie lubi fantastyki, nawet w filmie). i potrafi czytać jedną 5 razy jeśli się spodoba. Był czas na biografie piłkarzy. Był na różnych szkolnych cwaniaczków 😉 Polecam dla chłopców Davida Williamsa – mój uwielbia.
Audiobooki podczas układania klocków czy sprzątania też są fajnym rozwiązaniem.
Pozdrawiam
Zdjęcie w domku debestever! Rozpływam się, choć to nie moje dziecię <3 ale moje dzieci też do książek przyklejone. Po matce. Tej,co teraz pomidory kroi. Tej samej, co z tęsknoty za czytaniem literatury innej niż bajki została przywiedziona tu i odkąd odkryła matkę jedyną, choć trochę znowu czyta.
polecam się! 🙂
Wow jestem pod wrażeniem. Gratuluje wspaniałej rodzinki i dziękuje za ten wpis, ogromna pomoc i inspiracja.
Życzę wszystkiego dobrego 😉
:*
Powinnaś Matko pokazywać innym matkom, że można tak po ludzku, prawdziwie te dzieci wychować. Wypowiem się jeszcze chętnie o innej książce, z którą miałem do czynienia dla dzieci, choć zdecydowanie młodszych. Czytam to swojej „siostrzenicy” prawie półtorarocznej – seria książek o „Puciu”. Pięknie zilustrowana, pięknie napisana i pięknie uczy mówić!