było to tak dawno, że telefony komórkowe ważyły dziesięć kilo i nie były powszechnie dostępne, więc żeby się czegoś dowiedzieć, trzeba było a. pójść do biblioteki, b. pójść do kawiarenki internetowej (najczęściej – nie oszukujmy się – żeby popatrzeć jak ktoś zamiast kursora zrobił w wordzie różdżkę i naparzał pikselowym brokatem na całą stronę, bo nie było jeszcze zdjęć psów przebranych za jednorożce), c. ufać ludziom.
nie wiem jak to się działo, że sześć dziewcząt w wieku 21 lat jeździło z kabaretem w trasę co miesiąc pociągami, bez umów, bez stałego kontaktu telefonicznego z organizatorem, bez nawigacji. pół roku wcześniej na jakimś festiwalu się człowiek umawiał i ten człowiek dotrzymywał słowa. rzekło się – będziemy. nie dało się nie być, nie przyjść, odwołać, by pójść w tym czasie na paznokcie. zresztą, to były czasy, gdzie o hybrydzie śniło się może kilku konstruktorom samochodów z zagranicy, a żel to było coś, co chłopcy w nadmiarze kładli na włosy idąc na szkolną dyskotekę w żakardowej bordowej błyszczącej koszuli z gatunku nonajron.
elementem kluczowym było zatem ufanie człowiekowi. tak zwyczajnie, z wiarą, że ten człowiek nie ma zamiaru cię oszukać, wystawić, zamówić i odwołać. nie było zapytań, ofert, decyzje były szybkie, moralność uproszczona – ktoś, kto odwołał występ raz czy dwa, nie był godzien zaufania i tyle. nie przerzucało się opiniami, nie czytało setek stron na różnych forach, nie sprawdzało na fejsie skąd ma zdjęcia. nie dało się nawet zadzwonić do mamy, żeby spytać co o tym myśli, bo się nie miało na żeton (tak, tak, automaty telefoniczne na ulicach swego czasu były na żeton typu b miejscowe i c zamiejscowe).
nie mówię, że to było lepsze czy gorsze. było inne. wtedy, jeśli ktoś, komu ufałeś, bo zrobił na tobie dobre wrażenie, na przykład kupując ci bułkę lub piwo (jak się ma 21 lat to może mieć znaczenie), mówił: przeczytaj tę książkę, bo ona jest ważna, to po prostu to robiłeś.
w ten oto sposób, cielęciem będąc, pochłaniałam książkę, którą moja współlokatorka skończyła chwilę przede mną i czekała w milczeniu, byśmy na koniec razem mogły wybuchnąć w euforii, że jeżeli czegoś bardzo pragniesz, cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu. dwadzieścia lat temu naprawdę w to uwierzyłyśmy.
niedawno skończyłam czytać książkę elana gale’a „nie jesteś taki za*ebisty, jak ci się wydaje. ale inni tez nie są”. to typowy amerykański poradnik ubrany w formę antyporadnika, żeby było inaczej. uświadomił mi on, że jedyną osobą, która zyskała coś na tym wspaniałym porzekadle o wszechświecie, jest sam jego autor.
w trakcie lektury elan gale wkurzył mnie niezliczoną ilość razy, ale tyle samo razy prychnęłam pod nosem ze śmiechu oraz wykonałam podobną ilość kiwnięć głową z góry na dół. jeżeli czytając „nie jesteś taki za*ebisty” będziesz ze sobą szczery, wiele razy przyznasz mu rację. jeżeli zaś sprzeciwisz się mu – jeszcze lepiej, bo to będzie znaczyło, że swoje życie masz dogłębnie przemyślane i właśnie jesteś w trakcie osiągania swojego największego sukcesu. fajnie.
mówiąc najoględniej, autor pokazuje jak przekuć słabości w siłę. brzmi banalnie, jak wszystkie inne poradniki pozytywnego myślenia, ale elan gale każdym zdaniem i w zabawny sposób udowadnia, że to bzdury. że z samego pozytywnego myślenia nic nie wynika. że od początku swojego życia byłeś oszukiwany, że rodząc się sprawiłeś potężny ból jedynej osobie, która cię najmocniej kochała, a potem już tylko przez kilka lat opiekowała się tobą, kiedy wrzeszczałeś, żeby sprzedać ci pierwsze spore kłamstwo, że w tym koślawym kółku z czterema kreskami, które narysowałeś, a które przyczepiła na lodówce, naprawdę widzi siebie. i że jesteś wspaniały.
otóż nie. nic się samo nie zrobi, a mnie właśnie minęło 20 lat, od kiedy wszechświat potajemnie spełnia moje pragnienia. noż kurwa. jest tak potajemny, że zapomniał mi pokazać, jak je spełnia.
nie wiem jak elan gale, telewizyjny producent i jednocześnie zuchwały amerykański gnojek, autor książki „nie jesteś taki za*ebisty. ale inni też nie są” to zrobił, ale właśnie napisałam trzecią stronę swojej powieści. i, panie gale, być może będzie pan mógł wyreżyserować jej amerykańską ekranizację, wezmę pana pod uwagę. bo nawet, jeśli wszechświat potajemnie panu sprzyja, to łaskawa będę musiała być ja.
ja.
No taka zajebista to nie jesteś.
Tylko trochę bardziej.
😚
Agree
Hej Matko Jedyna, wkurzyl mnie tytul tej ksiazki i pan Gale rzczywiscie troche dupkowato gada. Ale z drugiej strony zmobilizowal cie w jakis sposob do pisania… Cool. Jedno mam tylko do powiedzenia: z pozytywnego myslenia wynika wszystko. Pol zycia (o ile mnie szlag wczesniej nie trafi jakis) zajelo mi dojscie do tego wniosku, wlozylam kupe czasu i energii w nauczenie sie tego (dalej praktykuje, codziennie) i wreszcie zaczynam zbierac plony. Nie odbierz mnie zle: Pollyanna nie jestem i nie bede. Zycie jest zyciowe, ludzie czasami sa ok, a czasami bardzo nie (nie wiem jak dosadnych okreslen moge tutaj uzyc), sytuacje przytrafiaja sie tez takie i owakie. Wszystkim nam, bialym, czarnym, bogatym, biednym, chorym, zdrowym, etc. chodzi o dobre samopoczucie. No, a jesli nie mamy namacalnie tego, co w naszej opinii zapewniloby to dobre samopoczucie, to co nam pozostaje? Wybor. Wybor myslenia. Dla mnie osobiscie nie ma juz innej opcji poza mysleniem pozytywnie, albo przynajmniej „zapauzowaniem” do momentu, kiedy bede w stanie pozytywnie myslec. Z pozytywnego myslenia wynika pozytywniejsze samopoczucie. Wynika nadzieja. Wynika nawet minimalna przestrzen umyslowa, ktora pozwoli na podjecie minimalnych nawet decyzji, krokow. Takze ten tego, pan Gale gada glupio. Wiec policz go slono za swoje prawa autorskie.
P.S. Nie gestes taka zajebista jak ci sie wydaje, jestes o wiele bardziej zajebista!
No to pisz!!😁 czekam na Twoje literki😍
Dla wielu najzajebistrza.
👍🏻🤗
Super decyzja!!! Trzymam kciuki!!
Czekam na powieść!!!! Pozdrawiam
To ja czekam na egzemplarz z autografem :0) pozdr
Zachęciłaś totalnie zeby przeczytać….naprawdę nie jestem🤔🤔
Do dziela babo!
Do dziela babo! Rob to co idzie ci za*ebiscie, czyli pisz !
Super tekst!!!! Mamy dużo exstrasów w XXI wieku, chośby to ,że teraz mogę powinszować lekkiego pióra, stojąc na fajce podczas porannwj kawy, ale mam nieodparte wrażenie że świat schodzi na hybrydowe psy.. noooo dobra jesteś
No to czekam na książkę!
Ja Cię uwielbiam! Najzajebistrze teksty pod słońcem🌞
bez nacisku, ale czekam z niecierpliwością 😉