siadałam do czterech różnych wpisów. za każdym razem utknęłam. w swoim własnym błocie. postanowiłam więc napisać, o czym nie zdołałam napisać.
o tym, że strasznie dużo pływam ostatnio, bo trenuję na pierwszy krok do ajron mena, który już w najbliższą niedzielę. i że jestem tak kosmicznie przerażona, że w majtach, po wewnętrznej stronie, to mam non stop szkice węglem. i że mi nie idzie, ale to strasznie mi nie idzie trenowanie. że jak pojechałam na basen nażarta groszkiem, to tak się opiłam wody, że mi groszek z nosa wyleciał, ale bez obaw, jak zasysałam powietrze przy wynurzeniu, to za każdym razem z groszkiem. i tak przez 32 długości basenu goniłam groszek.
opowieść wydała mi się na tyle zabawna, że uznałam, że ją opiszę, uwzględniając również ludzkie tkanki mieszkające w basenie, łącznie z piętami, które odpadły w ramach złuszczania stóp tą skarpetą z rosmana, ale oczywiście nie wtedy, kiedy miały odpaść, w domowym zaciszu, w misce z mydlinami, tylko centralnie na środku włoskiego kurortu, w lazurowej wodzie, niedługo po tym, jak starając się wypaść atrakcyjnie, uprawiałaś niezdarny akłafitnes w towarzystwie prowadzącego, niesprawiedliwie dobrze zbudowanego, opalonego młodzieńca. wiem, bo wpłynęłam w twoją pietę nosem. dobrze, że byłam pod wodą, bo bym się udusiła. dobrze też, że mam duży nos, to wywlekłam całą piętę na krawędź basenu. i nie wiem, albo ją mewy zjadły, albo dzieci.
nie zdołałam napisać o tym, jak tanio wyjechać z rodziną do włoch. ponieważ zagubiłam się w kreacji swojej pisarskiej rzeczywistości i sama już nie wiem jakiego rodzaju blog piszę. bo niby trochę parenting, ale to że mam dzieci nie znaczy, że mój blog jest o rodzicielstwie. choć część rodaków uważa, że skoro widziało większość meczów na mundialu, to zna się na piłce, a także, że skoro widzieli w teleekspresie skrawki wyprawy himalaistów, to wiedzą jak się wchodzi na k2. cóż, jeśli to byłaby prawda, to tyle razy z przyjemnością słuchałam występów grupy mocarta, że powinnam napierdalać na skrzypcach przynajmniej miłość miłość w zakopanem patrząc tylko jednym okiem i to nie wiem na co.
nie wiem też czy prowadzę blog lajfstajlowy, raczej nie, bo jedyny mój stajl, to żeby jakoś ten lajf przeżyć. literacki – niby trochę tak, ale nie do końca, bo nawet jak już się zapowiada na jakiegoś językowego fifafona, że wisława szymborska uniosłaby swoją lewą brew z podziwem, to nagle jebnę jakimś bluzgiem spod śledziony i noblowska komisja zaraz sprawdza w słowniku poprawnej polszczyzny, czy używane przeze mnie słowa są dopuszczalne może chociaż w grach. otóż zapewne są takie gry, w których używane przeze mnie słowa, będą cieszyły się sukcesem, przynajmniej tak, jak ja z literackiego nobla, ale z kolei te gry są niedopuszczalne.
postanowiłam więc zrobić pierwszy raz w życiu poradnik jak budżetowo i łatwo pojechać z rodziną na wakacje do włoch. czyli lajfstajl, podróże i parenting w jednym, miałam nawet szczwany pomysł, żeby wydębić tym wpisem aparat fotograficzny marki olympus, a potem, jak już by mi tak łatwo poszło, to pewno i mercedes dałby się namówić na jakiś mały samochodzik, albo chociaż citroen ds4.
myślę, że ten wpis o wakacjach zrobię, nie po to trzymam w telefonie więcej zdjęć ścieżki wśród krzaków rozmarynu, niż własnych dzieci, żeby wam o tym nie opowiedzieć. no i ten citroen.
nie udało mi się też napisać o tym, jak do mnie piszecie. i o mnie. że tyle wam daję. że taka jestem zwykła – niezwykła. bo ja w lustrze tego w ogóle nie widzę, a jak zaglądam do siebie do środka, to zawsze nikogo nie ma w domu i pogaszone światła.
potrzebuję tego, potrzebuję jak kania dżdżu waszych słów, komentarzy, lajków, mejli. nawet dzisiaj sobie pomyślałam, że potrzebuję ich jak łkania dżdżu. bez sensu, wiem, ale poetycko.
czasem sobie wymyślam takie zupełnie bez sensu fajne rzeczy, na przykład, że jak bankrutowała sieć sklepów alma, to to był almageddon. albo że jakbym pracowała w cukierkach, to bym zrobiła taki bilbord, że mama daje dziecku cuksa i mówi: „jestem z ciebie dumle”.
i ja czasem coś napiszę, co pomyślę, i to nawet czasem trochę z sensem jest. i potem dostaję od was wiadomości, a większość zaczyna się podobnie: „wiem, że dostajesz milion takich listów dziennie”. otóż nie. nie dostaję ich wiele. kilka. i to nie dziennie. miesięcznie. ale są takie soczyste, takie pełne miąższu, że ja się czuję, jakbym z każdym waszym słowem połykała larwy, jakbym miała brzuch pełen jaj, z których potem, sukcesywnie, wykluwają się motyle. i ja później otwieram serce i usta i ze mnie wylatują motyle. to dzięki wam.
to wy budujecie moją pewność, moją chęć pisania, mówienia co myślę i zgodę w sobie na to, że te słowa, właśnie w takiej formie, mogą ze mnie wypaść. i że są potrzebne.
jeżeli kiedykolwiek zapytałam was, czy mogę użyć waszych słów, a wy się zgodziliście, to właśnie ich używam. tego, że jestem jak różewicz, jak ionesco, beckett, tego, że daję wam siłę do życia, tego, że „jestem lekarzem i myślałam, że mam znieczulicę, ale cię czytam i nie mam. dziękuję” i wiele innych. to ja dziękuję. zawsze jestem tylko aż sobą i dzięki wam mogę nią być.
wreszcie nie napisałam o tym, że idę sobie pieszo po pracy do tesko, jest przejście dla pieszych na idiotycznym skrzyżowaniu trzech ulic, a wszystkie na ukos, widoczność, jak pod wodą w basenie z cudzą piętą na nosie, waham się więc, a tu lujskie, piękne auto mnie przepuszcza. no to idę. w aucie zaś otwiera się szyba i pan do mnie mówi: magda! a ja jestem magda, więc się obracam i patrzę. i nic mnie ta twarz nie mówi, nie szepcze nawet, nic.
a ta twarz, przymocowana do mężczyzny, starszego ode mnie znacznie, ale nie starego, widzi, bo ma oczy na sobie, że ja ni kuta nie wiem kto zacz. ta twarz więc mówi swoje imię i funkcję, że lekarz z dzieciństwa. pociąg w mojej głowie wskoczył na właściwe tory, zadzwonił, otworzył semafor i ruszył na pełnej kurwie w kierunku wspomnień.
pan, że jest moim ogromnym fanem, ja mu podałam rękę, bo on wystawił swoją. i ucałował mnie w tę rękę, a ja tylko wydawałam z siebie dźwięki, że „aaa”, „no taaak” i „faktycznie”, ale to wszystko raczej w pomrukach, ochach, achach i całusach.
życzyliśmy sobie udanych żyć i w ogóle rozczulająco i ojej, a to wszystko trwało może z dwie sekundy, bo było na pasach. pan pojechał, mój pociąg do wspomnień takoż.
i przypomniało mi się, jak w dzieciństwie jadłam nic. ale to autentycznie nic. rano udawało się domownikom wcisnąć we mnie pół kromki chleba z masłem, a potem do dziewiętnastej (nic nie jedząc w szkole) kwitłam w domu nad zimnym obiadem, na który lałam gęste łzy i rzadkie gile i oprócz twardej karkówki łykałam słowa: „nie wstaniesz od stołu, dopóki nie zjesz”. i wreszcie tata się naprawdę zaniepokoił i poszliśmy do rzeczonego lekarza.
dostałam wielką butlę syropu na apetyt, który ni chuja nie działał, ale chociaż piłam jakiś spiryt z cukrem, więc energia była. wypiłam to bez jakiegokolwiek rezultatu i kiedy pan doktor na następnej wizycie spytał jak tam, tata zgodnie z prawdą odpowiedział, że srak tam, tylko jakoś elokwentniej. na co pan doktor wyraził swoje ogromne zdziwienie: hm, a moje konie mają po tym bardzo błyszczącą sierść.
Groszek, piętą i „nie wiem kto zacz” mnie pokonały 😆😆😆😆 Masz taki humor w słowach, jak Chmielewska 😄 Albo może i lepszy! Uwielbiam Cię czytać i błagam nie przestawaj pisać. Uschnę na wiór, jak przestaniesz 😭
Buziaki dla Ciebie i Twoich dziewczyn, Ojca Jedynego taktownie pozdrowiam 😉
PS. Trzymam kciuki za IRON WOMANa, czyli Ciebie 💪💪💪
No właśnie, Chmielewska! Czułam, że znam ten dowcip. Ba, nawet mi się cudnie kojarzył, bo potrafił wywołać uśmiech nawet w te dni, kiedy tylko ryczysz i trudno się przez to czyta. I to kolejna cecha wspólna.
Dobrze, że w końcu zdołała, ta nasza matka jedyna!
No moja pierwsza myśl, to też „Chmielewska”, patrzę na komentarze, a tu…. 🙂
Nie wiem, jak Ty to robisz, ale czytając Twoje teksty zostaję z pewnym „bagażem” na dłuższą chwilę, na kolejny dzień. Pamietam, jak chłonęłam Twój blog przez bodajże 2 noce, kilka tłustych lat temu. Wtedy jeszcze niedojrzała, nie łapałam wszystkiego. Od jutra zaczynam od nowa maraton po Twoim blogu. Czytając Cię czuję nieopisany spokój, myśli zatrzymują się na chwilę a potem wędrują w kierunku, który Ty im z pewnością nadajesz. Jesteś wielka, Magda. Jedyna w swoim rodzaju. Nie jesteś blogerką parentingową ani lifestylową. Jesteś JEDYNA.
Iron to ty już jesteś. Z tą sierści to cie trochę w ciula zrobił skoro tabletki na porost brać musisz. Chyba że te na nogach będą jak w tym kawale.:masz nogi jak sarenka. Takie smukłe? Nie, takie owłosione. Z tymi skarpetkami z rosmana też mam wiecznie w plecy. Nie dość że człowiek zmuszony półtora godziny leżeć to jeszcze nabierają mocy w kurortach. Lubię cię czytać, bo czyta się bez spiny. Na kiblu. Na nocnej zmianie w fabryce. Taki mam dziś lifestyle
Generalnie rzecz ujmując nie jestem onlajnowo wylewna, ale się postaram. W moim małym wielkim wewnętrznym świecie mam specjalne miejsce. Takie „pudełeczko ze skarbami”, ze szczególnie wspaniałymi wspomnieniami, ulubionymi książkami i historyjkami, z głupawymi dowcipami, które tylko mnie śmieszą, I milioner innych znalezisk, myśli, uczuć i takich tam innych. Chciałam Ci powiedzieć, że tam właśnie mieszkasz, w tym zaczarowany ogrodzie niebywałych skarbów. Nie przedstawiaj pisać, bo jak przestaniesz, to jakbyś się wyprowadziła. Dziękuję, że jesteś.
cudowny dzień się zaczął, mimo, że się nie zapowiadał. dzięki za ten wpis:)
🙂 hej, czytam zawsze z przyjemnością,pisz bo robisz to naprawdę świetnie. Pozdrawiam, miłego dnia 🙂
Ale mnie rozbawilas z rana.
Uwielbiam.
Pozdrawiam.
Cały czas z zacieszoną gębą…. 😁
Dziękuję z rana i z wieczora 😁 czy mogłabyś swoje przemyślenia wydać w formie grubego tomiska książkowego? Nie rozstawalabym się na krok. Albo chociaż kilkustronicowa broszurka do kieszeni….😍
Pół pociągu na mnie patrzy od rżenia 🙂 ECH niech patrzą… pisz kobieto więcej i więcej 😁😙
Magda twoje teksty za każdym razem zapadają w pamięć. I chodzę z nimi przez dzień cały myśląc wzruszając albo zacieszając. Nie przestawaj bo robisz to znakomicie!
Ps. I taką Cię pamiętam jeszcze z seminarki u Jaworskiego😉
To nic nie znaczy ale ja kestem z Pani dumle 🙂 miłego dnia ☀️
Matko, no kurde, jak ty to robisz, że czytam i najpierw mi żołądek podjeżdża nieco wyżej (bo czytam o pięcie przy śniadaniu), a potem na przemian uśmieszki, wzrusze i chichoty. A na końcu to już zarżałam jak ten kuń. Dzień z Tobą jest lepszy 🙂
Magda uwielbiam Twoje słowotwórstwo i lekkość pisania 🙂 Dobrze, że jesteś w tych internetach 🙂
Miło się uśmiać z rana, nad zlepkiem wyrazów raz po raz, he he. Pisz dalej koniecznie, bo te zdania, czasem okrągłe, a czasem kanciaste, a czasem nie wiadomo jakiego kształtu, bardzo są miłe dla oka, a dla ucha też, kiedy słyszy własny śmiech po ich przeczytaniu :).
Idę na autobus grzebiąc w telefonie i patrzę, jest! Nowy wpis Matki Jedynej. Szybko w biegu otwieram, czytam i jednocześnie patrzę na krawężniki, przejścia dla pieszych i ludzi, co by w nikogo nie walnąć.
Po paru linijkach wyłączyłam… Wiesz czemu Matko Jedyna? Nie dlatego, że mi się nie podobało. Co to to nie. A dlatego, że Ciebie absolutnie nie godzi się czytać w pośpiechu. Zmotywowana wizją tak smacznego kąska do przeczytania zdążyłam na wcześniejszy autobus, rozsiadłam się wygodnie i utonęłam w Twoim wpisie. Teraz siedzę z zacieszem i wiem, że to będzie dobry dzień. Pozdrawiam cieplutko!
Matkojedyna 🙂 pisz ile wlezie, fantastycznie sie Ciebie czyta, bawisz, wzruszasz, uswiadamiasz, pokazujesz fajnie swoje zwykle-niezwykle zycie… uwielbiam po prostu… I kibicuje bardzo 🙂
Poznalysmy się jakies 17lat temu…kiedy to Ty rozsmieszalas publiczność na widowni, a ja jeździłam jako osoba towarzysząca kolegów z Zagłębia i podpatrywalam wszystkie kabarety zza kurtyny… Uwielbiam Twoje teksty.. są nie tylko zabawne, ale przede wszystkim prawdziwe.. świetnie napisane( co prawda żaden ze mnie krytyk literacki, ale kto mi zabroni wyrazić swoją opinię😂)… Mam nadzieję, że kiedyś spotkam cie na ulicy, krzyknę Magda, a potem mocno uściskam… P.s przestań żreć ten groszek, groszek rozdyma😍
😂😂😂 siedzę i się chichram do telefonu jak głupol, mój roczniak nie wie z czego ale też się chichra więc jest super rozchichrany poranek. Dzięki i trzymamy kciuki za Iron Mana 😘😘😘
Ja to samo! Kawa, śniadanie, lekka cofka, a potem niekontrolowany rechot 😂. LOVE Ciebie MATKO ❣️
A jak było z Twoją sierścią? Błysnęła pełnym blaskiem po latach. Bo jesteś super fajna babka. Błyszczysz intelektem i humorem. Pozdrawiam
Pisz dziewczyno, pisz. Lubię Twój humor, Twoje pióro, Twoje myśli wylane na papier. Jak spotkam Cię na pasach ( chociaż nie wiem czy będziesz kiedyś w moim mieście 🤔) to też Cię ucałuję 😘
Nieważne jaki, parentingowy, literacki, lajfstajlowy, nieważne. Ważne, że dobry i soczysty. Uwielbiam tak bardzo, że czytam Cię przy świętej drzemce bobasa, kiedy to mogłabym wypić ciepłą kawę albo pomalować oko albo posłuchać ciszy. Także larwa ode mnie! ❤️🐛
Matka a po co Ty chcesz się szufladkować? Do parentingu czy lajfstajlu, na chuj Ci to? Ty piszesz o sobie, a żeś ciekawą osobą jest, chce się czytać 😉
Madzia, jesteś lekiem na całe zło mych ostatnich dni. Przeżyłam koszmar potocznie zwany jelitówką, a Ty postawiłaś mnie na nogi tym dzisiejszym wpisem. Krzywo i chwiejnie jeszcze na tych nogach stoję, bom słaba, ale za to radosna. Jak sobie zwizualizowałam (i tu sobie trudne słowo wybrałam) te twoje historie, to słowo daje, lepszej komedii dawno nie oglądałam. Mogłabyś startować z Aśką Kulig po Oskara. Ajlawiu❤
Możesz jeszcze otworzyć knajpę i nazwać ją Magdonald’s! (:rofl:)
Siły życzę, nie tylko na Iron Mana!
dziękuję za śmiech i łzy wzruszenia 🙂
(:cool:) i trzymam kciuki za iron (Wo)man !
Kocham za puentę o błyszczącej końskiej sierści 😀
Ten koń na końcu (koń na końcu hehe) to tak pewnie a propos końskiej sierści, ale ja zarżałam najpierw nad puentą, a potem tego konia zobaczyłam. Więc takie zdjęcie podwójnie wymowne. Bo w końcu koń też rży. A z rana samego to chyba pierwsza Twój wpis przeczytałam, że w błocie Ty, i że sie wygrzebać nie możesz i już miałam pisać „a poczekamy matko, poczekamy wszyscy aż wyjdziesz”. No ale nie napisałam. To teraz jak zarżałam to piszę. To tak jest z Tobą jak z najlepszym przyjacielem. Możesz nie widzieć i nie gadać miesiącami, ale jak już widzisz i gadasz to radość cie ogarnia bo mhślisz sobie: „o jaaaa! Ale się za nim stęstniłam”. Także teges. <3
Ja wiem, że dostajesz takich komentarzy milion dziennie… 😀 Ale ja sobie nie wyobrażam, żebyś mogła nie pisać, no po prostu nie ma takiej opcji w internetach! My Ciebie tutaj, matko jedyna, chłoniemy (i może dlatego czasem nie masz siły pisać, bo całą energię z Ciebie pobieramy)! Poza tym Ty mówisz o „cuksach” – ach, moja Mama tak mówiła, jak jeszcze byłam mała (:kiss:) – więc wiesz… kij z etykietami, pisz dalej, pisz, pisz, pisz … kiedy tylko czujesz, że chcesz i możesz… (:kiss:)
A ja sobie tak myślę, nie siląc się na soczystosc i litersckosc mojej wypowiedzi, że jest bardzo, bardzo wiele osób, które myślą w taki sposób, jak Ty piszesz, że tak fajnie i tak błyskotliwie, ale nie potrafią tego przelać na papier, czy tam internety. I nie będą sławne i nie będą rozpoznawalne i nie będą pomagać i cieszyć swym sposobem myślenia nikogo, prócz swoich bliskich i przyjaciół. I są te osoby anonimowe i nikt się nie dowie, że mają takie fajne spojrzenie na świat i spostrzegawczość życiową. I jest im z tym dobrze i im gratulacje, że swoim życiem żyją dla siebie i nie muszą szukać potwierdzenia swojej mocy 🙂 żadna to krytyka, raczej luźne myślenie, bo Tobie gratulacje umiejętności wylewania części siebie na innych, co by się pochlapali niczym małe dzieci w dmuchany basenie, Twoja zajebistoscią. A jak Tobie z tym spoko to spoko, i też się chlapie czasem.
Wiesz co?
Kocham.
Kocham internet za to, że mogę znajdywać takie perełki jak Ty.
Fajnie, że jesteś, wiesz?
Dobrego dnia!
o rany, dziękuję!
o nie, ja tu śniadanie, a Ty mi o jakiś larwach w brzuchu, ale dałam radę. Nie wiem co napisać, chciałabym tak fajnie, że wow, a chodzi mi tylko o to, że dzięki Tobie, czasem w tym całym zagmatwaniu zatrzymuję się na chwilę, staram się dostrzegać więcej, a czasem jak mi tak źle to szukam tu pocieszenia, ukojenia, czy po prostu zrozumienia. Dzięki
Jest kilka rzeczy, do których lubię zaglądać w internetach. Najbardziej lubię takie, które mnie bawią i wzruszają. Kiedyś to była pierwsza żona (teraz pisze z rzadka i mało), stardoga wielbiłam, kanionka kocham, zimno zniknęła i kilka innych też… Magdo, zapewniasz mnie i wielu innym tylu wzruszeń i ogromnej dawki humoru każdym swoim wpisem.
I najzwyczajniej w świecie jestem ciekawa jak sobie żyjecie, czy Twoja córka jest już zdrowa i nie grozi jej powrót choroby? I jeszcze przyznam się, ze czytając wpis z 3 lipca przeraziłam się na początku, aż zrozumiałam, ze to wspomnienie sprzed 5 lat.
Z rzadka zostawiam komentarze, bo umiem pisać tylko banały. Pozdrawiam Was serdecznie.
oooo, tyle pisałam i nie ma?
jest, jest, wszystko jest 🙂
Magdo kochana, ja tu zaglądam z doskoku czasami. Wtedy czytam to, co jeszcze nieprzeczytane i zawsze, ale to zawsze ryczę – albo ze wzruszenia albo ze śmiechu. Uwielbiam Twoje pisanie. Pisz książkę kobieto! To by było coś! Już się kolejka po nią ustawia!
Udanego dnia!
błyszcząca sierść po spirytusie z cukrem… hm 😀 jeju, idealnie piszesz, aż z radością chce się czytać i odetchnąć od codzienności 😉
Matko z córką! :O Pięta w basenie? Ja bym nie wytrzymała! 😀 … i szukała właściciela…
Umarlam ze smiechu raz przez piete a drugi raz po opisie wizyty u doktora;))) Kiedys czytalam regularnie a potem przestalam i mam co nadrabiac. Ubostwiam Twoj humor.
Czytając Twoje teksty, za każdym razem płaczę lub śmieję się… do łez. Pisz!
zawsze kiedy czytam to co „zdołałaś”, wszyscy w biurze wiedzą, że czytam. choćbym nie wiem jak chowała się pod biurkiem. jestem wtedy uhahana, upłakana i usmarkana…. tak bardzo mnie bawisz i wzruszasz 🙂 dzięki 🙂