na koniku hop hop.

jestem w samym środku nowej siebie. starej, nowej siebie. bo oto się przebudzam. choć nie śpię od siedmiu lat, bo mam dwoje dzieci, przebudzam się. budzę. do życia.

na huśtawce, na tym takim koniku, na którym po przeciwnych stronach się siada i odpycha nogami aż do odbitki, aż to drugie o oponę pierdolnie dupą, a w poręcz zębami, do odbitki siedzę na jednej szali ja-kobieta, a na drugiej szczerzy się ja-matka. siedem lat. siedem lat tłusta matka trzymała mnie-kobietę w górze, która często haczyła o dół. siedem lat ja-matka kokosiła się na piachu, zagarniała do siebie. głodna ja-kobieta tkwiła zawieszona w przestrzeni, w oczekiwaniu, w bezruchu, w chłodzie, wietrze i słońcu palącym, w deszczu i śniegu, w deszczu ze śniegiem, w gradzie, szadzi, upale, skwarze, bez słowa. chuda, nieruchoma, niby zamrożona, niby skamieniała. niby nieżywa.

tamta cała upstrzona kołysankami, dresami w fasonach wszystkich, pachnąca gotowanymi ziemniakami i bezglutenowym ciastem, wygodna, cieplutka, mięciutka, jak rozgotowany makaron świderki, swojska. rozlana jak tysiące zup i pić na stołach, krzesłach, podłogach wszystkich miejsc, do których zagoniła stado. stado obok, piszczące, kopiące, ja-matka również z łopatką – wieprzową z promocji, albo plastikową z promocji.

ta gruba koi i kołysze, pulchnymi palcami rozmasowuje siniaki na małych kolanach i przykleja na limfę odpadające strupy. dmucha ciepłym, nie do końca pachnącym, bo nie zdążyła umyć zębów, oddechem na rany i ślini bąble po komarach. na poliestrowym fartuchu rozciągniętym sztywno między obszernymi udami pozwala układać szyszki, kamyki, piach, zdechłe pasikoniki, w dużych dłoniach niechcący miażdży schwytane i dane na przechowanie biedronki.

zerka czasem na tę drugą, jak ładnie uczesana, a jaka szczupła, umalowana, pewnie dzieci nie ma. będzie miała, to zobaczy. że nie ma nic ważniejszego, że to radość najradośniejsza, że nic nie wie o życiu, a skąd takie nogi zgrabne i ogolone, w butach dopasowanych i sukienka do tego jeszcze, no ładnie, ładnie. ale ja to nie mogę, ja muszę i zupę nastawić, i chałupę zamieść, i dzieci zawieźć, żeby nie zawieść.

tamta chuda tak pięknie na tle nieba wygląda, włosy jakieś umyte, zadbana, to niebo to jej taką ramkę świetlistą wokół twarzy robi. a oczy jakie błyszczące. a twarz jaka gładka. jednego koloru. a paznokcie zrobione. nic nie odpada, ani lakier, ani podeszwa od tych wypastowanych butów, ani się ta podłożona spódnica nie odpruła, wzdycha „jak pięknie” ja-matka.

ja-kobieta zaschła we mnie na siedem tłustych lat. patrzyła na zmęczoną, lecz pachnącą mnie-matkę, pachnącą dziećmi i spełnieniem. mydlinami i ciastoliną. śmierdzącą wymiotami i kupą. umazaną łzami szczęścia i rozpaczy. ja-matka zatęskniła za tamtą sobą. i wstała z konika. ja-kobieta pierdolnęła o ziemię. o planetę. na glebę, na piach, na żwir. i potłukła skorupę, w której zastygła.

ja-kobieta wstała, naga jak terminator. zdeterminowana, jak on. pobiegła. roześmiana. szczęśliwa. wolna.

biegnij za nią, jeśli nie chcesz jej zgubić.

Komentarzy
  • Ala Bury
    Odpowiedz

    I tak trzymać. Teraz jest na to czas 😊

  • lubuszanka
    Odpowiedz

    No matko jedyna, jak Ty piszesz!.Jak Ty przędziesz te nitki,za którymi człowiek lezie jak zaczarowany i oczadziały z ciekawości, co też tam wydziergasz z nich jeszcze.I rży jak głupi,kiedyś pierdolnęła tą kobietą o planetę:))Bardzo lubię to Twoje pisanie.Pozdrawiam najcieplej.:)

  • Agata smolej
    Odpowiedz

    Świetnie napisane Zgadzam się z każdym zdaniem -dziekuje 🙂

  • Aleksandra Słowikowska
    Odpowiedz

    ja matka zaczęło się wreszci dogadywać z ja kobieta. jest super. a tobie dziękuję że nazywasz to co we mnie hula. w każdym tekście, no może poza tym o meksyku, bo dalej niż na kretę tom nie dotarła, ale znajduję kawałki siebie. całkiem spore kawałki. jak to fajnie wiedzieć, że nie jest się jedyną na świecie 🙂

  • Agata Markowska-Buż
    Odpowiedz

    Matko jedyna jesteś miszcz, nie tylko pisania ale i życia, motywujesz, dajesz energii i kopa by się chciało żyć i starać dnia następnego. Dziękuję za to, ja z moim maluchem 🙂 ściskamy mocno 🙂

  • Aneta M.
    Odpowiedz

    Kocham Panią, pani Magdo.

  • Herne
    Odpowiedz

    Moja ja-matka przymierza się też powoli do podniesienia szacownej swej podstawy z huśtawki. Na razie jeszcze się obie do siebie uśmiechają ponad drewnianymi końskimi łbami, a uśmiechy te to trochę taka gra w która pierwsza mrugnie. Pachnie w powietrzu zmianą inną niż zmiana pieluszki.
    A tymczasem chyba spróbuję odłożyć dziecię do łóżeczka…

  • Patysiowa mama
    Odpowiedz

    Niezmiennie kocham i podziwiam Cię matko jedyna i bardzo chcę brać przykład… zbieram się jeszcze.. ale dam radę bo zawsze przy utracie sił spojrzę w Twoje teksty .

  • I matylda
    Odpowiedz

    Mysle ze to naturalny proces…przynajmniej u ludzi posiadajacych pierwiastek wrzechswiata.A co to dopiero bedzie jak ja matka usiadzie razem z ja kobieta na hustawke? Wowczas to beda juz Pojednane i Rozbujane…gotowe by skoczyc na cztery nogi i pogodzic sie calkowicie ze swiatem.Powodzenia.

Zostaw komentarz

Start typing and press Enter to search

Class aptent